Urodziny Pimpi
W ubiegłym roku podjęłam kilka ważnych, życiowych decyzji, były dobre - jak pokazał czas. Jedną z najlepszych okazała się ta o wzięciu Pimpi.
Nigdy nie pisałam, jak to było. Od dłuższego czasu myślałam o piesku, długo się zastanawiając, czy przy moim trybie życia to dobry pomysł. W końcu doszłam do wniosku, że dam radę. Zaczęłam więc poszukiwania i znalazłam ją, a jakże - przez internet; na zdjęciu zrobionym telefonem niewiele było widać. Zamówiłam taksówkę, pojechałam i zabrałam ją do domu. Była lekka jak kłębek włóczki (później się okazało, że z powodu niedożywienia). I się zaczęło... weterynarz, noce w kawałkach, kałuże, problemy z jedzeniem, podrapane i pogryzione rzeczy i ręce... Tego zdjęcia nigdy tu nie pokazywałam - to pierwsze, zrobione zaraz po przyniesieniu jej do domu i jej pierwsza zabawka ze szmatki :)
Mijał czas, piesek rósł, mądrzał i zmieniał się w oczach - ale z tym byliście na bieżąco :)
Wczoraj Pimpi skończyła rok. Urodziny spędziłyśmy na objadaniu się smakołykami, na spacerach i zabawie.
Podsumowanie tego roku? Mam wspaniałego, uśmiechniętego, mądrego, przyjaznego światu pieska. Nie ma dnia, abym nie cieszyła się z jej obecności. Nigdy, nawet przez moment, nie żałowałam, że ją wzięłam. Przez cały ten wspólny czas praktycznie się nie rozstawałyśmy. Staram się nie bywać tam, gdzie nie mogę jej zabrać - tym bardziej, że jest znacznie więcej miejsc, w które mogę. Daję jej dużo, lecz dostaję od niej chyba jeszcze więcej. I mam nadzieję na wiele wspólnych lat, równie dobrych, jak te minione miesiące.
A to Pimpi na fotografii zrobionej przez W., już w nowym domu, przed kilkunastoma dniami. Lubię to zdjęcie, bo w pełni oddaje jej charakter :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz