Dokarmianie przez klikanie

niedziela, stycznia 31, 2010

Kot na ścianie...

I kot, i cień kota, i laser. Wszystko, a co... ;)


Sama to zrobiłam, choć wcześniej pisałam, że trzeba trzech osób... Jakość żadna, bo ciemno było, ale to w końcu dokument i liczy się temat, prawda?
Dla dociekliwych: dolna krawędź obrazka widocznego na zdjęciu znajduje się na wysokości ok. 170 cm nad podłogą :)

P.S. Technikalia (dodaję po chwili zastanowienia się, jak to naprawdę było, hmm...). Mam dwie ręce. Trzymałam w nich: aparat (który nie mógł się ruszać), laser (który musiał się ruszać), papierosa (niezbędny, bo to trudne przedsięwzięcie było), rysik od tabletu (zbędny, ale zapomniałam odłożyć). Mam dwie ręce? Naprawdę?

Stara dupa ;)

Wczoraj w domku urządziliśmy trzecie urodziny Pimpi.


Dużo fajnych rzeczy było: i jakieś wypasione superuszko do dziamgolenia, i fura smakołyków wszelakich (te znikały w milisekundy), i ganianie, i zabawa, i tulenie - czyli w zasadzie nic specjalnego, bo to ma na co dzień, małpiatka jedna... Nowość zafundowała sobie sama: odganianie kocurka od uszka, bo to jej uszko, do cholery i kocur nie musi w ogóle wiedzieć, co to jest. Tajemnica państwowa i spadaj!

K. i F. oczywiście nie szczędzili P. uwag w stylu "to ty stara dupa jesteś", ale wiadomo - faceci :)

Dziś w domu kolejne święto - K. idzie dopiero na drugą zmianę, więc szaleństwo wykorzystywania wolnego przedpołudnia: sieć, film, zwierzaki, nawet po piwku - no, rozpusta po prostu :)

Z powyższego można chyba odnieść wrażenie, że nasze życie to pasmo rozrywek. I dobrze, bo w rzeczywistości, to niekoniecznie, ale... Grunt to właściwy PiaR, co nie?

wtorek, stycznia 26, 2010

Hasta siempre...

Jak zauważyliście, raczej unikam wypowiadania się w tematach choćby tylko zatrącających o politykę. Takie założenie. Ale skoro corocznie z jakiegoś powodu mnie szlag trafia, to może jednak raz się wypowiem.


Z jakiego powodu? A z powodu Bandery. Tak się składa bowiem, że moja babcia (niezupełnie była moją prawdziwą babcią, była siostrą mojej babki, która to z kolei zmarła na długo przed moim urodzeniem; ale babcia zastąpiła najpierw matkę mojej mamie, a później babcię - mnie, więc mówię o niej "babcia") mieszkała w czasie wojny (drugiej światowej) na pograniczu RP i Ukrainy. Tak, właśnie w czasie banderowców, band UPA etc. Była tam, żyła i przeżyła...

Opowiadała mi o tym, bo pytałam, będąc dzieckiem. Cytuję niedokładnie, ale z pełnym oddaniem sensu wypowiedzi:
- Dziecko, to była wojna... My do nich strzelaliśmy i oni do nas. Byliśmy sąsiadami i przedtem i potem, tylko ten czas pośrodku taki był... Sama zabiłam ze trzech. Oni mnie nie, jak widzisz. Ale to są ludzie, zawsze o tym pamiętaj, też walczyli o swoją wolność, jak my. Historia się nami zabawiła, ale oni nie byli źli, byli tacy sami jak my byliśmy wtedy...

No. I żaden palant nie będzie dla mnie nigdy bardziej wiarygodny, niż słowa osoby, która naprawdę to przeżyła. I w związku z tym nie pojmę, jak można mieć pretensje do Ukraińców o to, że czczą własnego bohatera narodowego. Może przyjrzyjmy się najpierw życiorysom naszych niektórych bohaterów... A byłoby czemu...

Tytuł wziął się z piosenki o Che. To też był bohater narodowy, choć wielu widzi w nim tylko mordercę. A na Kubie do dziś o nim tę pieśń śpiewają. I co? Zabronić?!

Ludzie, świat to nie tylko ten nasz mały kraik, naprawdę... Czarno-biało-czerwony... Horror, horror, horror...

Obsmarujemy padalca...

...no bo dziś to już przesadził, a było tak...

Pierwsza (01:00). Demolka. Wstajemy przekonani, że to rano. Akurat, rano... Kawa. Wódka. Słowa. Niecenzuralne, a jak... Mamy już fajny pomysł na książkę kucharską z przepisami z kociny :) Właściciele kotów zaczną szturmować księgarnie...

Teraz wygląda to tak, jak na zdjęciu. Jestem chora, więc futerka mnie grzeją ze wszystkich stron. Miłe, ale F. i tak ma przegwizdane ;)




niedziela, stycznia 24, 2010

Postępy

Stworki każdego dnia coraz lepiej się z sobą czują - mniej powarkiwania, wyciągniętych pazurków i dystansu, a więcej spojrzeń, zainteresowania tym co robi drugie, obwąchiwania, zaczepek zabawowych. Byle tak dalej, ale jestem dobrej myśli, bo zwierzaki to na szczęście nie ludzie i zawsze, prędzej czy później, się dogadają.


My staramy się ingerować tylko w sytuacjach zdecydowanie podbramkowych i to raczej łagodnie; jak najmniej się wtrącamy, bo z doświadczenia wiem, że człowiek więcej tu może zaszkodzić, niż pomóc, chcąc na siłę zaprzyjaźniać zwierzaki ze sobą nawzajem.

Oczywiście Franz nie przestał nam dostarczać rozrywki, bo to kotek bardzo aktywny i pomysłowy :) Nie opisuję tego tutaj, bo po pierwsze to dla postronnych byłoby nudne, a po drugie opis i tak nie odda obserwacji na żywo. O tym, że podbił nas całkowicie, świadczy poniższy dialog:

- Ta kocia cholera znów szaleje... Zostaw to, ogoniasty bandyto!*
- No tak, ale zobacz jak on to ślicznie robi...

*Franzowi można wymyślać do woli i z zerowym skutkiem, jak wiecie - przecież i tak nie słyszy.

P.S. Dziś dostał na posłanko (to przy misiu, bo to jego ulubione miejsce do spania) dużą, puchatą chustę, żeby miał milej i cieplej :)

środa, stycznia 20, 2010

Ale mamy fajną...

Franz już parę dni temu odkrył, że w naszym domu jest sporo zakamarków. Niestety, większość jest trudno dostępna, co dla kota oznacza jedynie, iż stanowią ciekawe nowe wyzwanie.


Jednym z najciekawszych i jeszcze nie zdobytych miejsc jest antresola w przedpokoju. Zajmuje ona jakieś cztery metry kwadratowe i pełna jest rupieci, w których można buszować - z opisu chyba jest jasne, że antresola jest wymarzonym placem zabaw dla kotka, prawda?

Dziś Franz podjął kolejna próbę szturmu: wspiąć się po okryciach na półkę nad wieszakiem, stamtąd po torbach na antresolę - taki był plan... Franz jednak nie przewidział, że jego bałaganiarscy państwo wrzucają te torby nawet nie patrząc i że cała konstrukcja trzyma się jakoś wbrew prawom fizyki. Dotknięcie małej aksamitnej łapki natychmiast zburzyło kruchą równowagę i... wszystko wraz z Franzem wylądowało na podłodze.

K. wkroczył na pobojowisko, rozejrzał się i powiedział głosem pełnym radości:
- Ale mamy fajną pułapkę na kota!

wtorek, stycznia 19, 2010

Nowa zabaweczka

Dziś K. kupił Franzowi nową zabawkę - laserek.


Radość kota jest bezgraniczna, ugania się za nim po wszystkim, wbiega nawet na ściany, a kiedy światełka nie ma - czeka w miejscu, gdzie było ostatnio, bo przecież ono na pewno znów się pojawi :) My z obserwowania kocich szaleństw mamy radość wcale nie mniejszą, niż on z zabawy.

Problem jest tylko z Pimpi. Od początku zauważyliśmy, że mało co ją tak wkurza, jak kot w ferworze zabawy... Jej stanowisko jest bowiem następujące: dostało toto michę? dostało; dostało posłanie? dostało; to niech się cieszy i siedzi cicho, a bawić to się już nie musi, od zabawy w tym domu jestem ja!

No, cóż... Dobrze, że jest karna i możemy zabronić jej psucia kocich zabaw, ale wy w związku z tym nie dostaniecie fotek z Franzem na ścianie... Bo do tego trzeba trzech osób: jednej do zabawy z kotem, drugiej do fotografowania, a trzeciej do trzymania Pimpi na kolanach i głaskania jej - też musi coś z tego mieć ;) Czyli poczekacie, aż zajrzą jacyś goście...

poniedziałek, stycznia 18, 2010

Raccoon vs. Cat

Tak więc, moi drodzy, już wszystko jasne. Otóż dobrzy bogowie sprawili, że mentalnie będąc przygotowani na szopa (a szkodnik jest to niebywały, złośliwie-inteligentny w dodatku), przyjęliśmy tego kota jako istotę i tak od szopa dużo mniej kłopotliwą.


Teraz - po ponad dwóch tygodniach z Franzem, już domyślamy się, jakim szokiem dla ludzi obytych ze zwykłym kotem, mógł on być... Nie, nie dla nas, my - jak mówiłam - nastawiliśmy się na szopa, więc żadna demolka nam nie straszna i nam to on niczym nie zaimponuje (szopy są w tych sprawach absolutnie niezrównane, proponuję wrzucić w Youtube "Willie" lub "Molly" i dodać "raccoon", piękne filmy o demolkach...)

Oj, Franz...
Powiem tak: my mamy cholerne szczęście, że jednak nie mamy szopa (bo one, skurczybyki, mają dodatkowo chwytne łapki). A ty masz cholerne szczęście, że trafiłeś na nas :)

niedziela, stycznia 17, 2010

Normalnie gwiazda...

To cytat z facebookowej wypowiedzi V. o tej sesji zdjęciowej. Gwiazdeczka - to muszę przyznać - była wyjątkowo przyjazna aparatowi. Zazwyczaj przecież, jak wam wiadomo, lubi się pojawiać na zdjęciach w charakterze jasnej smugi i na dwadzieścia zrobionych fotek od biedy nadaje się jedna...

Mam wrażenie, że chyba powodem była zazdrość o gwiazdorstwo Franza na blogu i obfotografowywanie go w każdej możliwej sytuacji. I dobrze, zdrowa rywalizacja nie jest zła ;)

A oto efekt:

sobota, stycznia 16, 2010

Niekochane misie...



...tulą koty


OGŁOSZENIE - spersonalizowane

Do pierwszego współlokatora Franza (wówczas Stiepana) - wiem, że tu zaglądasz, daj głos na priva, mam parę pytań. Nie gryzę. To znaczy gryzę, ale przez net jeszcze nie umiem. Wykorzystaj to "jeszcze" ;)


A tak na poważnie, to mam pewną teorię i chciałabym ją z Tobą skonsultować, bo może jest słuszna, ale mam za mało danych.

Kiciątko... cholera ;)


Wczoraj był u nas M. i jak na dziennikarza lotniczego przystało, przyszedł był w lotniczej kurtce na misiu. Powiesił ją w pokoju na stołku barowym. To nie był najlepszy pomysł...


...bo kiciątko, tak - to nasze słodkie, kochane i prześliczne, natychmiast kurtkę chmajtnęło na podłogę i zamieszkało w niej :) Ponieważ na szczęście M., jest wielbicielem kotów i fotografikiem, to wykorzystał sytuację tylko do strzelenia paru fotek i nie miał żadnych pretensji.

Pretensje za to miało kiciątko, gdy M. chciał wyjść i to w dodatku w posłaniu kiciątka (bo to już było posłanie kiciątka, przez zasiedzenie, a nie żadna tam kurtka). Odpięłam więc od swojej kurtki futrzany kapturek i dałam mu jako nędzną namiastkę. Obrzydliwe kiciątko znów wygrało ;)


czwartek, stycznia 14, 2010

Poranek kojo...

...przepraszam, Franza ;)

środa, stycznia 13, 2010

Kocia dwoistość...

Czy to słodkie kocię poniżej, to ten sam łobuz, który dziś obudził nas o 4:30, a potem przez cały dzień wykonał paręnaście numerów pomysłowego diablątka?


Kompilacja "Wieczór stworków" ;)

Sukces?

W tak porąbanej pozycji śpi tylko kot, który czuje się absolutnie bezpieczny:


niedziela, stycznia 10, 2010

Pochrzaniłam i ponawiam - OGŁOSZENIE

Otóż ja się kiepsko znam na sprzęcie audio...


Wzmacniacz w domu jest - to raz, a dwa - potrzebujemy dla kota tylko jednej kolumny.

Pomyślcie kochani, rozejrzyjcie się, może gdzieś tam u Was leży... To tyle w temacie sprostowania :)

To było megaspotkanie :)

Największe chyba z dotychczasowych, a na pewno największe, na jakim byliśmy dotąd i - choć dla mnie to paradoks, bo nie lubię spędów zbyt wielkich - najbardziej udane.


Poznaliśmy sporo nowych ludzi, do wczoraj będących tylko nickami z forum czy irca i całkiem uczciwie, bez kadzenia (...że ktoś tam może zobaczyć i będzie mu przykro...) mogę napisać, że nikt mnie nie rozczarował, a wiele osób zyskało jeszcze większą sympatię po tym pierwszym osobistym kontakcie. Oczywiście całkiem sporo osób już wcześniej znaliśmy, no ale z nimi utrzymujemy kontakty na płaszczyźnie nie tylko cantryjskiej, lecz również towarzyskiej.

Podsumowując, to fajny ludek, te Cantryjczyki - wesoły, inteligentny i sympatyczny ;)

No i dla mnie niezapomniane wrażenie - zobaczyć wreszcie na żywo kogoś, z kim kiedyś - jakieś cztery lata temu przegadywało się całe noce, zawracając mu głowę swoimi problemami i marudząc ogólnie na świat... No, było tak, było... i w dodatku dowiedzieć się, że jest moim stałym tu czytelnikiem.
Tak więc - pozdrowienia Khe i dzięki za wszystko. Odezwij się, tym razem to może ja posłucham i pomogę, a jeśli tego nie będziesz potrzebował, to po prostu postukamy o dupie Maryni :)

sobota, stycznia 09, 2010

Zazwyczaj nie narzekam na pogodę...

...bo to bez sensu - i tak nic nie daje. Ale dziś to mnie już naprawdę wkurzyła...


Od miesiąca umawialiśmy się na dzisiejsze spotkanie, ludzie przyjeżdżają do Wawy ze wszystkich stron Polski i, cholera jasna, właśnie dziś musi tak być. Nie przed trzema dniami, nie za trzy dni, tylko własnie oczywiście dziś, no bo jakżeżby inaczej...

Skoro jest tak, że nie chce się pyszczka z nory wysunąć, to mam nadzieję, że chociaż atmosfera spotkania to wszystkim wynagrodzi. No i że spiszą się przewoźnicy, te pekapy, pekaesy, zetteemy i inne takie...

Wszystko ma być tak, jak miało być, jasne?

P.S. Ostatnie zdanie, to takie zaklęcie sił niezależnych od człowieka... Zadziała.

O Franzu - tym razem na poważnie

Franz jest kotem mocno przygłuchym, słyszy jedynie określone typy głośnych dźwięków. Jak wiadomo, głuchy kot to tak samo, jak pies bez węchu, czy człowiek bez wzroku - jest pozbawiony najważniejszego zmysłu.


Taki kot nie może funkcjonować samodzielnie, bowiem trwałoby to bardzo krótko. Trzeba się z nim inaczej porozumiewać - tu "nie!" nic nie da. Głośne miauczenie słyszy, ale ja nie wiem, jak się w kocim języku mówi "nie" albo "chodź". Porozumiewamy się z nim gestem, głośnym dźwięcznym stukaniem i ciągle szukamy nowych metod, zresztą z powodzeniem.

Nie macie pojęcia, jak wzruszające (tak, naprawdę chwytające za serce, choć jestem osoba najdalszą od szybkich wzruszeń) może być przypatrywanie się gdy kot zrzuca różne rzeczy, żeby usłyszeć; gdy tupie na dużej pustej butli po wodzie, żeby słyszeć kliknięcia; gdy z radością czeka, aż w końcu długo będziemy zgniatać puszki po piwie (długo - specjalnie dla niego), bo to też słyszy; gdy...

...no właśnie, gdy w głośnikach komputera słyszy głośną muzykę, albo wrzaski zwierzaków z Farmville. Potrafi położyć się między głośnikami i chłonąć, podkopywać się pod nie, szukając źródła, tarzać się obok, jakby właśnie walnął lufę waleriany...

W związku z tym zapadła decyzja - wzmacniacz i porządne, stabilne, duże głośniki, takie na których będzie mógł się położyć i dodatkowo czuć drgania. Niech ma :) Na razie testujemy różne rodzaje muzyki. Poza odgłosami zwierzaków lubi afrykańskie motywy (dużo bębenków) i reggae. Muzykalny, głuchy kociak - tylko nam mogło się to zdarzyć :)

P.S. Gdyby ktoś z Wawy miał niepotrzebny sprzęt, który zawadza mu w domu i nie zdarłby z nas, to chętnie kupimy. Zresztą jeszcze dziś pójdzie ogłoszenie na Gumtree.

piątek, stycznia 08, 2010

Tresura i zmywanie

Do wychowania Franza aktywnie wciągnęliśmy Pimpi.


Teraz, gdy Franz urządza koncert, nie musimy już wyć razem z nim - Pimpi biegnie do niego i w sekundę jest cisza, bo kot zadowolony (ktoś się zainteresował, można przestać wołać) i my oczywiście też - z powodów oczywistych. Pimpi chyba najbardziej - ma zajęcie i może udawać, że rządzi kotem :)
Uczymy ją jeszcze szukania Franza, gdy nie wiemy, gdzie kocurek jest. Myślimy ponadto o komendzie "przynieś kota", ale to jeszcze nie teraz ;)

Pimpi także usiłuje kota na swoje potrzeby wychować: przynosi mu zabawki i namawia go, aby jej rzucał. Na razie bez efektów, ale ma sporo czasu :)

Zmywanie naczyń natomiast stało się czynnością rozrywkową, choć teraz trwającą trzy razy dłużej, kot bowiem kocha wodę i pomaga. U poprzednich państwa miał brodzik, w którym pławił się przy okazji kąpieli swojej pani - u nas jest tylko wanna i ona jakoś nie bardzo go pociąga. Za to jest zlew i zmywanie. Super zabawa, po której naczynia są mokre, kuchnia jest mokra, Q. lub K. są mokrzy, kot jest też mokry, ale za to jaki szczęśliwy! A co mi tam, skoro tak go to bawi, to mogę zmywać dłużej ;)

wtorek, stycznia 05, 2010

Fraaanz!

Wczoraj Franz obudził nas raczej brutalnie.


Były to dzikie harce po mieszkaniu w towarzystwie metalowej puszki po jego jedzeniu. Nie macie pojęcia, jak to brzmi o szóstej rano, w uśpionej kamienicy, na gołym parkiecie. Brzmi w każdym razie bardzo skutecznie, jeśli używa się tej metody jako budzika.
Po raz kolejny ucieszyliśmy się, że mieszkania są tu bardzo wysokie, a babcia pod nami ma mocno przytępiony słuch.
Oczywiście naszą pierwszą reakcją było chóralne: Fraaanz! urozmaicone paroma krótkimi słowami, dobrze znanymi z "Psów" ;)
Ale wiecie co, spojrzeliśmy na zegarek... Szósta... O co tu się czepiać - dzięki Franzowi mieliśmy więcej czasu na spokojne rozkręcanie się przy kawie i necie, zamiast zwykłego porannego pośpiechu.

Podobnej pobudki spodziewaliśmy się dziś, a tu nic, zwierzątka spały jak aniołki, czekając aż się obudzimy... Dlatego znów był pośpiech.
Fraaanz! Jesteśmy rozczarowani ;)

niedziela, stycznia 03, 2010

O, jak się dobrze złożyło...


K. nie ma dziś popołudniowej zmiany, więc cały wieczór będziemy mieli dla siebie i do integrowania się w czwórkę.

Na razie stworki obżarte po obiedzie śpią sobie, Pimpi przy moim fotelu, a Franz na środku łóżka :) Gdy K. wróci i będzie się działo, to ja jeszcze tę notkę poedytuję...

Nowe zdjęcie - razem na łóżku, jeszcze bez kontaktu wzrokowego, ale to i tak o czymś świadczy.

Franz wykonał cyrkowy numer, niestety numer trwał ułamek sekundy: podłoga, szafka - na szafce taca, ślizg na tacy po powierzchni szafki, zrzucenie chwilową deskorolką dwóch piw z końca szafki - to się długo pisze, ale trwało milisekundy :) Na końcu nasz śmiech, bo to przekomicznie wyglądało, a la "ulice san francisco" :D

Aha i już kilka razy zamruczał :) To bardzo dobrze.

No nie! To muszę Wam też opisać, ale zaraz, gdy tylko przestanę się śmiać... Siedzimy w pokoju, Franz jest w kuchni - słychać łomot, K. idzie do kuchni ze złowieszczym: Fraaanz! Po chwili słyszę podziw w głosie: Jak ty to zrobiłeś, Franz?
Rzeczony wrzucił fajnie grzechoczące pudełeczko do wiaderka i uznał, że to doskonała zabawka. Prawde mówiąc trudno się z nim nie zgodzić... ;D

Uff, aż mi ulżyło...

...kot wreszcie coś zdemolował... Super, to świadczy o tym, że z nim wszystko w porządku :)

Mamy taką metalową miseczkę, do której wrzucamy drobne... przespacerował się po niej i parę pieniążków upadło - demolka na maxa ;)

Po paru minutach:
O, nauczył się otwierać odtwarzacz cd w wieży. I to jest coś co warto wykorzystać, bo zwykły pilot to do niej jest, ale taki ogoniasty jest dużo fajniejszy :)

Po pół godzinie:
Dokładam fotkę - tak wygląda Franz w całości.


Tak naprawdę to on wygląda sto razy ładniej, ale oświetlenie żadne, fotka na szybko, a w dodatku jeszcze za mało się znamy, aby nam wspólnie dobre zdjęcia wychodziły ;) W tłumaczeniu na polski: dupa ze mnie, a nie fotograf zwierzaków, ale się poprawię :)

Pierwsza noc

Bilans na plus. W ogóle jest lepiej, niż sądziliśmy, Chim i Keira przygotowali nas na jakieś niesamowite problemy, a tu nic. Prawie czujemy się rozczarowani ;)


No tak, bo na wstępie tak strasznie obsmarowali biednego Franza...
1. Że demoluje. Nie zdemolował jeszcze nawet pudełka zapałek. Aż czekamy, żeby coś zdemolował...
2. Że się wydziera. Owszem - ale przecież psiego szczeku i tak nie przebije, poza tym znaleźliśmy świetny sposób. On się drze - a my z nim i tak miauczymy we trójkę (Pimpi jeszcze nie umie). Bardzo skuteczny sposób... Przestaje po dwóch miauknieciach, widocznie jesteśmy w tym lepsi od niego.
3. Że będzie ciężka noc, po której go oddamy i oni się wcale nie zdziwią i zrozumieją to i go zabiorą. Noc była spokojna, zero wydarzeń, wszyscy grzecznie spaliśmy, Franz zresztą wtulony w misia Pimpi. Dlaczego mielibyśmy oddawać kota, który nie dość, że piękny, to jeszcze całkiem niekłopotliwy i sympatyczny?
4. Że ma ADHD. Jeśli ma, to świetnie to ukrywa. My mamy bardziej w każdym razie.

sobota, stycznia 02, 2010

Prawdziwy twardziel czyli nasz kot

Nie będzie dziś zdjęć, nie chcemy go stresować, choć tak naprawdę to ten stres tak jakoś po nim spłynął i zachowuje się jak u siebie :)


Na pewno jest twardy. To już wiemy, nowych rzeczy o nim będziemy dowiadywać się w ciągu kolejnych wspólnych dni. Na razie wiemy jedno - imię pasuje do niego świetnie. Pimpi zaś chyba własnie powoli zaczyna doceniać pożytki płynące z posiadania własnego kota :)

No i wiemy jeszcze jedno, bo to łatwo jest zobaczyć - jest niesamowicie piękny. Arystokracja wśród dachowców ;)

Jeśli wszystko dobrze pójdzie...

...a istnieje taka możliwość że choć raz wszystko dobrze pójdzie i wtedy...

...w naszym domku zamieszka Franz Maurer. Nie, nie Linda, ale imię jest właśnie po tym F.M. z mojego ulubionego polskiego filmu.

Dooobra, nie jestem aż taką świnką, nie będę Was więcej męczyć... On wygląda tak:


Ma dwa lata i ma AHDH, czyli jak wszyscy mieszkańcy tego domu :) Znaczy wszyscy mają ADHD, wiek jest bardzo zróżnicowany, ale to jedno nas międzygatunkowo łączy. Dobrze będzie, zobaczycie to z czasem tu :)

P.S. Znów mi kategoria nie przystaje do posta ;)

P.P.S. Zdjęcie nie jest mojego autorstwa, nie widziałam tego futerka na oczy. Prawdopodobnie fotka została pstryknięta przez Chimairę lub Keirę, wieczorem się dowiem i uzupełnię.

P.P.P.S. No to już wiem, autorką tego zdjęcia jest Keira i bardzo Jej dziękuję za możliwość publikacji :*

Ciekawie sie ten rok zaczyna...

Jeszcze nie napiszę konkretnie, bo wiadomo - jak to w życiu, coś się tam może posypać i będzie głupio, ale...


...w naszym domu szykuje się zmiana. Poważna. Duża. Jaka tam zmiana, co ja mówię... To jest rewolucja, przewrót i ChGW co jeszcze. Nic wam nie powiem ponad to, że jeśli się uda, to wieczorem wrzucę tu zdjęcie...
Obiecuję, że się trochę zdziwicie. Trochę tym razem nie jest słowem adekwatnym. Bardzo. To jest właściwsze słowo ;) No może jedynie kilka osób nie - tych, które wczoraj wieczorem były na facebooku i wiedzą o co idzie...

Ale jestem tajemnicza. Jak łasica. Ciii...

piątek, stycznia 01, 2010

Dwa cholerne cyborgi

Najgorzej, kiedy spotkają się dwa cyborgi, jeden z tytanu, drugi z irydu. Budzą się one po trzech godzinach snu i piją bez mrugnięcia tytanowym/irydowym okiem tę swoją poranną kawę... O, kurna, nas powinni zamknąć - tak na wszelki wypadek - bo jesteśmy zagrożeniem dla ludzkości ;)


A tak w ogóle to dzień dobry, zagrożona ludzkości, jak się czujecie, słoneczka? :)

P.S. Przedziwne, gdy najbardziej zaspany jest stworek, który wczoraj/dziś nie wypił ani kropelki alkoholu... Chyba że... gdy cyborgi spały...?

P.S. 2. Ciekawe jak tam państwo D. dziś? No, bardzo ciekawe... Hihihi!
(cyborgi - nie dość, że niezniszczalne, to jeszcze wredne i złośliwe)

Poradnik - jak się przystrzeliwuje psa

Bardzo łatwe, pod warunkiem, pan/i psa ma jaja.


Zaczynamy od tego, że zaczynamy, gdy inni strzelają, a my sami nie wydajemy na to ani grosza.
Oni strzelają sobie radośnie, a my gadamy z psem. Bez żadnych tam takich ściemnień - jasno mówimy: stary/ra, będzie ostro być może. Ale to ja jestem opoką, więc spokojnie.

A oni ciągle strzelają. A my - po każdym strzale (im głośniejszy, tym lepiej) dajemy obrywkę. Jeden warunek: my nie mamy prawa nawet drgnąć, nawet gdyby ładunek został zdetonowany w naszym uchu. No cóż, bycie "panem" zobowiązuje...

Efekty? Pies nie widzi naszego strachu, strzał kojarzy się generalnie pozytywnie... Ale to nie koniec.

Pies nie ma bać się niczego. Niczego, nikogo, nigdy. Jak to robimy? Pies to lustro. Jeśli wyczuje (a wyczuje na 100%) nasz strach, stanie się jego odbiciem, czyli kłębkiem przerażonego futerka. Bo ty, jego pan i niemal bóg, boisz się. A pies (każde zwierzę, ale pies jest najbardziej empatyczny) będzie się bał.
Bądź bez strachu - twój pies będzie najodważniejszy pod słońcem. Jak mój. Choć to pięć kilo wagi z czego trzy - to futro. Ale to jest mój pies i nie boi się niczego. Bo nie widzi strachu we mnie.

Dalej. Daj mu możliwość zaatakowania, gdy się wkurzy i zaplecze - gdyby mu się nie udało. Ze spokojem i nie rozpieszczaj go - masz mu dać tylko miejsce do wycofania się. Nie chwal za agresję. Nie gań, że wrócił.

Nie rozpieszczaj futerka, bardziej zaszkodzisz, niż pomożesz. Futerko musi wiedzieć, gdzie jest góra, a gdzie dół. Kto wydaje polecenia, a kto je wykonuje... Ale z drugiej strony - kto kocha i obroni zawsze, choćby walił się świat... No. To nie jest łatwe, ale opanuj to, wówczas będziesz miał psa, który przekroczy marzenia. Warto? Pomyśl.

Bądź matką psią (suką znaczy) i panem, bądź bogiem. Pokazuj, że jesteś ponad wszystko. Myśl, czuj, rób. Obiecuję - na pewno się uda :)


NYuM-ch - Part Eleven

Lecimy dalej, jak to my.


Wy też lećcie. Świat jest nieprzewidywalny, więc wskoczmy w to. Bo strach to śmierć, więc nie bójmy się skakać. Najwyżej... najwyżej szlag nas trafi. Stagnacja to też śmierć, lecz gorsza, dłuższa i w dodatku bez sensu.

To co? Skaczemy?

Hellouuu! Nowy rok, Stworzonka :)

Fajnie gadać teraz z naszymi współimprezowiczami o zwierzakach, bieliźnie i jej braku; skończyło się przednoworoczne napięcie. Nie spodziewałabym się nigdy takiej imprezy i bardzo Ci dziękujemy, Viki. Bez Ciebie to nie byłoby możliwe.


Znaczy Tobie też, W., ale sam wiesz... V. w tym wypadku była siłą wiodącą. Jasne? Jasne.