Dokarmianie przez klikanie

czwartek, grudnia 31, 2009

SuM-ch - Part Ten

Q (23:55): ....


Q&K (00:03): No. Fajnie. Co tu więcej mówić. Niech, jak to powiedziała V.: ...wam się wszystkim darzy :)

K (00:05) Napisz im nasze hasło rodzinne: łapka w łapkę, z łapką, naprzód!

Q (00:06) Napisałam ;)

SuM-ch - Part Nine

Q (23:44): Znaczy wszystko normalnie, zero koordynacji... Ale my to na spokój. P. też, leży między nami i olewa wybuchy (przystrzelane stworzonko przeze mnie lepiej, niż większość psów myśliwskich). Wierzę w D-ów.


Q: (23:47): I słusznie. Się wyrobili. Brawo :)

Q: (23:52): No tyle, o ile... W. poszedł zapalić ostatniego papierosa... Ludzie to jednak maja pomysły ;) A K. pali świece... No nic, tylko się szykować do trumny... (ej, ten mój humor, ktoś mnie kiedyś za niego utłucze...)

SuM-ch - Part Eight

Q&K (23:20); No kurczę, V. nam bruździ... Wybrała sobie świetny czas na kąpiel... A przy okazji odległość do łazienki u nich to ze trzy metry (bo u nas to z sześć) pokonywała przez kwadrans.

Wiemy, że to robota W. Zapytaliśmy (mało dyskretnie, jak to my), czy może wolą zostać sami, w tej wannie...

Rozmowa na FB:
V: sylwester, my i sieć - jeee! no to idę się wykąpać i wybrać bieliznę - powinnam zdążyć do północy:))) ciao!

Q:
Lepiej zdąż... Nawet nie żartuj, ze nie zdążysz. No i może załóż jakąś kieckę... Bo jak nie, to ja zdejmę swoją...

SuM-ch - Part Seven

Q (23:05): Właśnie jestem po rozmowie z teściową. Ostatnie słowa moje: wkurz się, zostaw ich na kilka dni i wpadaj do nas. Ona: wiesz, chyba się wkurzę i przyjadę, niech sobie radzą.

Konkluzja: mam dobry wpływ na teściową, choć może reszta rodziny tego nie ocenia podobnie....

SuM-ch - Part Six

Q (22:43): Jedyny, proszę państwa, w historii, sylwester na dwie pary, jedno dziecko i jednego psa. Przez net. To samo miasto, dzielnice tyko różne., ale sąsiadujące...

To jest możliwe tylko teraz... Ale już się umawiamy na za rok - z tym, że wtedy w jednym miejscu.
Chyba u nas, bo naszemu mieszkanku dziecko półtoraroczne i nadaktywny pies nie zaszkodzą ;) Nawet, jeśli ta parka będzie wspomagana szopem, z natury będącym "a demolishing man".

SuM-ch - Part Five

K (22:18): Pijemy kawę!


Q (22:18): O, znaczy jednak zamierzamy dotrwać do północy, jak miło...

K (22:20): Ciocia przysłała życzenia. Wierszem. Wiem, odpiszę jej tak: sex & drags & rock'n'roll...

Q (22:20): ...i dodaj jeszcze: mejk-pis-not-łor end panks-not-ded...

K (22:21): ...Yeah!

SuM-ch - Part Four

K (22:01): Masz tu, Pimpi, masz szyneczkę, chodź, będziemy tańczyć...


P (22:02): (zjada szyneczkę i ani myśli tańczyć)

Q (22:03): (nic nie mówi, patrzy spokojnie, krzywdy sobie przecież nie zrobią)

SuM-ch - Part Three

K (21:47): A wiesz, że wyładniałaś?


Q (21:48): (nieuważnie) No bo się pomaziałam... (w myśli) Aha, wiadomo, im więcej kieliszków, tym kobieta ładniejsza...

K (21:49): (przeczytał powyższe) Nieprawda!

Q (21:49): (w myślach) Ciekawe, cóż innego mógłby powiedzieć rozsądny facet, nie?

K (21:50): Nieprawda! Jak możesz! A masz buziaka! Jeszcze jednego!

Q (21:51): (puszcza w sieć, chichocząc złośliwie, jak to ona)

SuM-ch - Part Two

Q (21:25): Martwimy się o T. - rodzice mieli ją wykąpać, a nie rozpuścić w wodzie...


K (21:28): Robię zdjęcie Q. (21:38) Nie zdjęcie, tylko dużo zdjęć... Q. i P. na parapecie, w ruchu, one bardzo sa ruchliwe.

Q (21:40): Jasne, trzeba było robić książkom i kwiatkowi. Są mało ruchliwe. Ale zdjęcia widziałam. Chyba jedno się udało. Się okaże jutro.
Co z tymi V. i W.?

Sylwester u M-skich - Part One.

Na wstępie buziaki Wam i wszystkiego cudownie niespodziewanego :)


A teraz taka koncepcja: piszemy oboje i na żywo. Wrzucamy po kawałku. My się dobrze będziemy bawili, Wy też... choćby śmiejąc się z nas i z nami. Jazda!

Q (20:55): No to na razie sobie tak siedzimy, pijemy wódkę. Gadaliśmy przez GT z V. i W., ale poszli wykąpać T., więc mamy chwilkę... Sytuacja jest rozwojowa, P. nieco zbyt nerwowo spogląda na przekąski, lecz jesteśmy (jeszcze) czujni.

K (20:58): Będziemy się upijać, a Q. wygląda cudownie, jest umalowana, ma krótką sukienkę i ładne kolczyki.

Q (20:59): Pewnie, że ładne. Sama sobie zrobiłam!

...przed rokiem o tej samej porze...

...odezwał się do mnie Milo i tak sobie rozmawiamy przez pół Polski; w rozmowie między innymi informuję go, kto przyjeżdża do mnie za dwie godziny na Sylwestra. Na to Milo, znający osobiście K. z jakiegoś spotkania:


- Tylko ty tam K. nie podrywaj...
- Ale masz pomysły, no co ty?

Odpowiedź była odruchowa, ale po sekundzie jakaś przekora się we mnie odezwała czyli cała ja:

- A w zasadzie to niby dlaczego nie?
- Bo młody jest.
- Ale przecież pełnoletni, to o co ci chodzi?
- No, nie... O nic, tak sobie żartowałem... Bawcie się dobrze, pozdrów K.

I pomyśleć, że to było tylko takie przekomarzanie... Tak mi się wtedy wydawało. Jesteś prorokiem, Milo.
Ale, aby być uczciwą - to ja K. w zasadzie w ogóle nie podrywałam. Po prostu ochoczo dałam się poderwać, a to jest zupełnie co innego, prawda? ;P

niedziela, grudnia 27, 2009

...i po... I fajnie :)

Państwo Qilia, Kamil oraz Pimpi M-scy przeżyli swoje pierwsze święta bez większych problemów i strat osobowych.

Teraz (in real time) popijają sobie piwko (Q i K), żebrzą o obrywkę ze śniadania pana (P), wkurzają się na futrzaka (Q), grają w Traviana (K). Sielanka.
Było miło, kameralnie i święcie-spokojnie. Aniołki fruwały, kłótni było - góra - trzy, więc jak na polski standart to zero ;) Ponieważ jesteśmy ludźmi myślącymi, więc przezornie nie robiliśmy porządków przed świętami, bo po jaką cholerę? Zrobimy je po i będziemy w ten sposób mieli mniej do roboty.
Sylwester? Nie wiem, w końcu u nas nic nie da się przewidzieć. Może Hyatt Regency, a może własne łóżko, zobaczymy, w końcu to jeszcze tyle czasu... Aż cztery dni.... Fura ;)

Mam nadzieję, że wy też dochodzicie powoli do siebie po minionych szaleństwach, a przed kolejnymi :) Dobrej zabawy!

piątek, grudnia 18, 2009

Za równo dwa tygodnie...

...nasza pierwsza rocznica "bycia razem". Nie pisałam tu, jak to dokładnie było. A było śmiesznie, więc teraz opiszę...


W pierwszy dzień nowego roku wyszliśmy po zakupy (pieczywo, piwo, papierosy etc.) na pobliską stację benzynową. Było bardzo zimno, w domu spał Tomek, mój ówczesny współlokator, a poza tym należało złożyć życzenia noworoczne Jamilowi i jego barmankom, więc poszliśmy do "mojej" knajpy.

Tam niebawem dotarł niejaki Guru z panienką. Guru to niezbyt lubiany osobnik, potworny bufon. Jego ksywa wzięła się stąd, że kiedyś miał nieszczęście założyć sweterek z takim właśnie napisem. Cóż więc dziwnego, że ksywa przylgnęła? Musiała ;)

Guru w sposób ostentacyjny sugerował wszystkim, że z panienką spędził noc. Sugerował aluzjami, a w pewnej chwili zwrócił się do nas:
- Czy wy też...
Wtedy brutalnie mu przerwałam, dobitnie mówiąc:
- Nie. My nie! I tyle w temacie. Spadaj.
Spadł, po takim dictum każdy by spadł.

No i tu w zasadzie to powinnam go "na łamach" przeprosić. Bo to, co tak dobitnie wypowiedziałam w okolicach południa, już wieczorem było całkiem nieaktualne... ;)

czwartek, grudnia 17, 2009

Przecież miałam...

...pokazać zdjęcia.

No to pokażę dwa. Chyba niezłe, choć musiałam drastycznie obniżyć ich objętość, a zarazem jakość.






No. I jestem bardzo z nich dumna. I chwalona też...

Dzikie zwierzę

Ja to naprawdę mam farta. W większości wypadków trafiam na ludzi, którzy nie dość, że mają mózg, to jeszcze z niego korzystają...


Dawno wymyśliliśmy sobie to stworzenie na drugie domowe zwierzątko. Ponieważ najpewniej pojawi się już wiosną, wiec dziś - niejako przy okazji - poinformowałam o tym naszego Pana Doktora.

Normalny człowiek pokazałby nam drzwi, zanim zdążyłabym skończyć zdanie. No, ale przecież nie Doktor. Jego reakcja:
- Ciekawe, koniecznie musicie mi pokazać, bo to bardzo interesujące, jak TO się może zachowywać.

No, ku..., q..., mówiłam. Ja naprawdę mam farta do ludzi. Niesamowitego farta :)

niedziela, grudnia 13, 2009

A tak w ogóle, to bardzo Ci dziękuję...

...dziękuję, kochany, że byłeś. Że wierzyłeś we mnie niewyobrażalnie bardziej, niż ja sama w siebie i swoje umiejętności. Za to, że mogłam żyć z wiedzą, że jeśli się posypie i spadnę, to mnie złapiesz, zanim rozbiję się o ziemię. Dziękuję. Bez Ciebie nic by się nie udało. Na pewno to wiem.

Grażynka

Nie dość, że wczoraj pracowo wszystko ułożyło się lepiej, niż wyśniłabym w najśmielszych snach, to jeszcze na deser, wieczorem...


...do "Grażynki" przychodzimy od wczesnej wiosny czyli od kiedy już było jasne, że "Bajka" zniknie. Grażynka jest lokalem równie kultowym i w podobnym klimacie, jak ś.p. Bajka. Funkcjonuje tam jednak instytucja "loży szyderców", której to instytucji w Bajce nie było, a wygląda ona w praktyce jak dwa, trzy zestawione ze sobą stoliki, przy których siedzą inteligentni, a co za tym idzie - złośliwi ludzie, bywalcy innym słowem.

My oczywiście tam nie siadywaliśmy, ale zarówno bywalcy nas jak i my ich - obserwowaliśmy się wzajemnie. Dzień dobry na wejściu, do zobaczenia na wyjściu, czasem uśmiechy, gdy coś się działo - tak wyglądały nasze kilkumiesięczne kontakty. Do wczoraj.

Wczoraj wydelegowany przedstawiciel Panów Bywalców był podszedł z dwiema butelkami Królewskiego i oficjalnie - w imieniu kolegów i swoim - stwierdził, że chyba dosyć tego przyglądania się i najwyższy czas zacieśnić stosunki bilateralne, co uczyniliśmy niezwłocznie ;)

No. Tak więc resztę wieczoru spędziliśmy w zacnym towarzystwie i bardzo było zabawnie. To tak na ukoronowanie tego, niezwykłego zupełnie - dnia :)

No, Kochani...

...tylu komplementów od obcych osób, co wczoraj, to nie usłyszałam chyba łącznie przez cały mijający rok.


Aaale mi fajnie. Niesamowicie fajnie. I pracowało się też bosko, choć nie bezproblemowo. Bo jak to w Polsce: ktoś komuś czegoś nie przekazał, ktoś czegoś nie dopilnował, ktoś czegoś nie wiedział, ktoś coś nie... Ale to detale. Ten podziw, który mi zafundowano, wart był wszystkich pieniędzy świata.

Fruwam. Lewituję. Pół metra nad ziemią :)

sobota, grudnia 12, 2009

Pani Fotografik, kurna ją olek...

Za cztery godziny robię swoją pierwszą wielką sesję fotograficzną. Myślcie o mnie ciepło, bo tremę mam jak stąd do Chin i z powrotem.


Mnóstwo zdjęć, ludzie i pomieszczenia. Ja nie wiem, jak ja to zrobię. Dobrze, że mam statyw, bo łapy mi się trzęsą. Jeśli uda mi się zrobić choć jedno dobre zdjęcie (powinnam zrobić co najmniej dziesięć dobrych tak naprawdę), to je tu Wam pokażę.

Łomatko. Zejdę. Do tej 13. to ja po prostu zejdę z nerwów i będzie święty spokój!

piątek, grudnia 11, 2009

Kac. I kropka.

Kac. No. Ale ponieważ jestem nienormalna, to kac u mnie (poza zwykłymi fizjologicznymi objawami, jak u normalnych ludzi) - charakteryzuje się tym, że mam szampański humor...


Tak więc od rana mam super humor, bo wczoraj przyszedł do nas Marek Ch. i siedzieliśmy przy piwie do chyba trzeciej rano. Było super: gadanie, fotografowanie, wydurnianie się. Jak to my :)
Dziś więc, po czterech godzinach snu, wszyscy z wyjątkiem Pimpi mamy ciężko wypracowanego kaca. Czyli bardzo miły poranek.

Hasło na dziś, które wypisałam na ścianie: Aaale fajny dzień dziś będzie :)

No będzie, będzie... Musi ;)

czwartek, grudnia 10, 2009

Cała zadowolona...

...bo każdy by był. Net śmiga (znaczy śmiga w porównaniu...), od piątej rano już zdążyłam nadrobić zaległości.


Ponieważ ostatnio Wind odmówił posłuszeństwa (grzał się i wyłączał), więc musiałam zrobić pierwszą w jego 15-miesięcznym życiu reinstalkę. Poprzedziłam ją rozkręceniem urządzonka (a na ch... mi ta gwarancja!) i naprawą wiatraczka. Jednak jestem Genialnym Naprawiaczem. Nie warczy, nie grzeje się - szczęśliwi jesteśmy oboje (znaczy ja i Wind) jak dzikie norki.
Oczywiście - przy okazji reinstalki - straciłam to i owo, bo mimo zabezpieczeń bez tego się nigdy nie obędzie.

Ale teraz to się już nie powtórzy. Bo w trudnych dniach powolnego netu przeszukałam sieć i znalazłam coś naprawdę dobrego, skutecznego, działającego: DROPBOX. Polecam z pełnym przekonaniem, możecie klikać spokojnie, nic z tego nie mam ;) Instalujecie, konfigurujecie przez góra 5 minut i spokój na resztę życia.

poniedziałek, grudnia 07, 2009

Mikronet

Z tej euforii ponownego dostępu do sieci przekroczyliśmy limit przesyłu danych i teraz mamy za swoje. Do dziewiątego net z szybkością (z powolnością to się powinno nazywać) 30 kilo.

Grrr... będziemy ostrożniejsi na przyszłość, bo nic się nie daje zrobić.

To pa, do dziewiątego ;)