Dokarmianie przez klikanie

piątek, marca 30, 2007

Pimpi's Diary - Part 2.

Ona jest okropna... Zabrała mnie znów do lekarki, a przecież nie jestem chora. Podobno dlatego, żebym była jeszcze zdrowsza... phi, też pomysł.

No i było tak, że Ona mnie trzymała na rękach, a ta druga ukłuła mnie w szyję. Myślałam, że Ona mnie kocha i że za to ukłucie to tamtą pogryzie, albo chociaż na nią nawarczy. A Ona nic, a nawet gorzej - dała tamtej jakiś papierek w nagrodę. No wariatka zupełna... Chyba się na nią obrażę i już. Idę spać, jakoś mi niewyraźnie po tym ukłuciu. Cześć.

P.S. Inna sprawa, że też mi taka nagroda, papierków to już nawet ja nie gryzę, tylko prawdziwe dzięcielinowe kostki, ale dobrze jej tak.

Notka do czytelników

Wielką przyjemność - w tym pewnie nie jestem oryginalna - sprawia mi czytanie komentarzy na moich blogach czy listów, które przychodzą ze stron.

Dziś rano przyszła informacja o nowym komentarzu na kulinarnym i uświadomiłam sobie, że chyba te dają mi najwięcej satysfakcji. Włożyłam przez lata sporo pracy w swój serwis i - kiedy padł całkowicie - myślałam, że już nigdy nie uda mi się nic podobnego zrobić, że nie odzyskam czytelników, a jednak...

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy w tak miły sposób dają mi znać, że to co robię - ma sens.

środa, marca 28, 2007

Pimpi's Diary - Part 1.

Podobno dziś też był ważny dzień.

Pewnie, że ważny... poszła sobie. Tak zwyczajnie, ubrała się, wyszła, zamknęła drzwi... i już. Słyszałam potem jak wchodziła do tej wstrętnej skrzypiącej i chyboczącej skrzynki. A potem cisza. Płakałam... zostałam sama. Pierwszy raz. Przedtem zawsze był On albo Ona. Albo oboje, tak jak lubię najbardziej... a tu nagle nikogo...

W końcu zasnęłam... byłam zmęczona i przestraszona... i wiecie co? Obudziła mnie ta wstrętna skrzynka... i kroki... i coś tam się działo w drzwiach i potem Ona weszła i strasznie się ucieszyła i mówiła że jestem grzeczna i dała mi taaaki faaajny kawałek pysznego czegoś, to się podobno nazywa dzięcie..., nie... cięcie... coś takiego, ale dobre... Kurczę, może niech Ona częściej wychodzi, bo jak wraca, to jest naprawdę kochana i nie mówiła wcale tego paskudnego "nie" Ani razu, wyobrażacie sobie...? Może też tęskniła?

wtorek, marca 27, 2007

Stworek u doktora

Dzień pod znakiem wizyty u weterynarza.

Przegląd, profilaktyka, książeczka, umówienie się na szczepienie... wiadomo, wszystko to, co trzeba. Najważniejsze, że Pimpi jest zdrowa jak rydz, choć lekarka stwierdziła, że jest młodsza, niż wynikało z zeznań jej poprzednich właścicieli. Tak więc w książeczce ma wpisany jako datę urodzin 30. stycznia tego roku.

Przy okazji wizyty u lekarza zwiedziła osiedle (oczywiście na moich rękach), budząc zachwyt średnio co drugiej mijanej osoby.


Z nowych sprawności - umie po kociemu wspiąć się na łóżko. Nie wiem dokładnie, jak to zrobiła, bo wtedy - przed samym wyjściem - czesałam się w łazience. Na łóżku leżała kurtka, a w jej wewnętrznej kieszeni papierosy. Gdy po 30 sekundach wróciłam do pokoju, na kurtce leżała Pimpi, zajmując się już z dużym zaangażowaniem papierosami. Zdążyłam w porę zepsuć jej zabawę ;)

P.S. Nie bójcie się, mój blog nie stanie się blogiem o psie, po prostu teraz mała jest najciekawszym wydarzeniem z dziejących się wokół, nawet trudno złowić coś specjalnego. Wiosna :)

niedziela, marca 25, 2007

Dogproofs

Pimpi pozwala na coraz spokojniejsze przespanie nocy, niedługo powinno być normalnie, a zmiana czasu działa na naszą korzyść.

Dziś dzień pod znakiem przystosowywania mieszkania do małego psa. Przemeblowywanie, zmiana prowadzenia kabli, stałe miejsce na legowisko i miski, blokady dostępu do najatrakcyjniejszych (z jej punktu widzenia) miejsc.

Odniesione sukcesy wychowawcze:
prawidłowo reaguje na imię, na "nie" oraz na klaśnięcie, które też oznacza "nie" (ona chyba myśli, że to nasze ulubione słowo); siusia w 50% tam, gdzie my byśmy chcieli, aby to robiła; zaczyna korzystać z posłania zgodnie z jego przeznaczeniem; co najważniejsze - wreszcie normalnie je, a były z tym problemy; w 50% ograniczyliśmy żebranie przy naszych posiłkach.

Odniesione porażki wychowawcze:
siusia co drugi raz tam, gdzie my byśmy chcieli, aby to robiła; żebrze przy co drugim naszym posiłku; nie upilnowaliśmy jej i w czasie 2 sekund pozbawienia nadzoru dorwała paszczą łańcuch rowerowy, na wiosnę świeżo nasmarowany - efekt: długie czyszczenie pyszczka bardzo, bardzo niezadowolonemu z tego psu; nie oduczyliśmy jej jeszcze pędu do konsumpcji papieru, najchętniej w postaci książek - efekt: nie da się przy łobuzicy spokojnie czytać, trzeba ukradkiem, gdy ładuje akumulatorki :)

Bilans:
fajnie, że ją mamy i wcale nam nie szkoda tych wszystkich pozaciąganych pazurkami ubrań :)

piątek, marca 23, 2007

Pimpi ma już imię :)

Nie dałam rady nic wczoraj napisać... Mała wymaga mnóstwo uwagi, noc była ciężka (ta dzisiejsza też, ale już jakby mniej), ale teraz jestem po dwóch kawach, więc może się uda coś wrzucić i nie wyjdzie z tego bełkot ;)

Pimpi - kundelek-dziewczynka, w wieku 9. tygodni; ubarwienie - przede wszystkim biel, ociupinka czerni i mnóstwo różnych odcieni brązu; raczej nieszczekliwa, ale dysponująca szeroką gamą różnych dźwięków (coś w rodzaju piskoszczeku, warczenie - duży kot groźniej mruczy, jako prośba - popiskiwanie w stylu świnki morskiej, oprócz tego "gadanie" w zależności od humoru).

Wykazuje pewne zainteresowanie elektroniką (na szczęście nie chodzi o kable) - wczoraj M. naprawiał mi słuchawki, a Pimpi do tego stopnia była chętna do pomocy, że musiała dostać do zabawy starą słuchawkę domofonu. Zajęta własnymi drucikami i podzespołami, wreszcie pozwoliła M. dokończyć pracę.


W ogromnym, sięgającym od podłogi do sufitu lustrze ściennej szafy znalazła "kolegę" - prowadzi z nim długie rozmowy nakłaniające go do zabawy, ale koleś strasznie niekumaty, więc czasem trzeba go obszczekać i nawarczeć ;)

P.S. Tytuł kategorii ukradziony bezczelnie Panu X., który tak określa małą.
P.S.2 Imię Pimpi odziedziczyła po pewnym wspaniałym piesku, mam nadzieję że odziedziczy zarazem choć trochę z jego charakteru - byłoby wspaniale.

środa, marca 21, 2007

Omne trinum perfectum...

...że pozwolę sobie ukraść tytuł rozdziału mojemu ukochanemu kapitanowi K.O. Borchardtowi :) To zresztą łacińska sentencja, więc kradnę tylko zastosowanie jako tytułu.

A to nasza nowa lokatorka:


Jutro więcej, bo takie małe stworzenie jest ogromnie absorbujące, więc padam na pyszczek :)

wtorek, marca 13, 2007

Zamki na piasku...

...i nie tylko ZAMKI - to chciałam wam dziś pokazać jako kolejną odsłonę cyklu sztuk dziwnych i raczej ulotnych; choć - najprawdopodobniej - twórcy zadbali o to, by ich dzieła przetrwały dłużej, niż jeden dzień.

niedziela, marca 11, 2007

Wycieczka piesza

Dziś wreszcie "nadejszła wielkopomna chwila" i po ponad trzech miesiącach mieszkania w Gliwicach zobaczyłam centrum tego zacnego miasta, rynek, uliczki i kamieniczki. Tylko jeden budynek uznałam za wart uwiecznienia i możecie go zobaczyć TUTAJ, na moim fotoblogu.

Ogólnie centrum ładne, choć dziwnie eklektyczne. Zastanawiający był również całkowity niemalże brak ludzi. Sklepy też pozamykane, kawiarnie świecą pustkami - wymarłe miasto. Ale najważniejsze, że wreszcie obejrzałam, mam z głowy. Mój M. pełnił funkcję przewodnika bardzo odpowiedzialnie (szyja mnie boli od patrzenia w prawo, lewo oraz w górę), trzymał mnie cały czas za rękę (albo żebym się nie zgubiła, albo bo lubi) i pokazał mi wszystko, co pokazania było warte.

Z ulgą jednak wracaliśmy na nasze osiedle, gdzie wszystko jest otwarte, życie wre, a w pubie pełno ludzi. Dziwnie tak jakoś - w Warszawie jest odwrotnie... ale wiecie... Śląsk jest trochę dziwny, jak zauważyłam.

W ramach zdjęć dziwnych umieszczam dwa, również dziś zrobione. Jedno przedstawia życzenia dla pacjentów nad dosyć obskurnym wejściem do przychodni, a drugie - twórcze wykorzystanie znaku drogowego :)



czwartek, marca 08, 2007

Otwarcie sezonu :)

Wczoraj była przepiękna pogoda, więc stwierdziłam, że najwyższy czas zacząć sezon rowerowy.

Dziś - korzystając z wolnego czasu - od rana zabrałam się za moją czarną mambę. Myłam, dokręcałam, pompowałam, czyściłam, smarowałam etc. uzyskując efekt, który oślepił blaskiem wchodzącego właśnie M. ;)
Niestety, dzisiejsza pogoda nie była już tak przepiękna jak wczorajsza, ale cóż to dla nas... Wzięłam narzędzia i wyjechałyśmy na jazdę próbną. Mżawka mżawkowała, chmury wisiały, mokro, mokrzej, najbłotniściej. Oczywiście - dla samego sprawdzenia - wystarczyło zrobić rundkę po osiedlu, ale... Ale jeśli się już wsiądzie, pierwszy raz od listopada, no to... No to chce się pojechać gdzieś dalej. Pojechało się więc, a jakże. Nie wzięło się planu, więc o mało się przy okazji nie zgubiło... w hurtownie się wbiło, w wertepy, a jak... Jak szaleć to szaleć.

Na koniec wpadło się zawrzeć znajomość z pobliskim, niedawno otwartym w miejsce lumpeksu, sklepem rowerowym; w końcu dotarło się do domu. Z lekkim drżeniem mięśni, zadowoleniem pod mokrą grzywką i z mambą, która już nie jest aż tak lśniąca jak przed południem ;) Ale sezon otwarty i jest super :)

Bilans

Uświadomiłam sobie - przy okazji niedawnej rozmowy - że absolutnie wszystko, czego mi brak, mogę kupić za pieniądze. Całą resztę, o której się mówi, że jest nie do kupienia - mam.

Owszem, pieniędzy akurat nie mam w ilości, która pozwoliłaby mi na chociażby spokój finansowy, ale... Pieniądze raz są, raz ich nie ma. Przychodzą raz w jednej chwili zewsząd, kiedy indziej - znikąd ani grosza, ale... To są jednak tylko pieniądze.
Ja wiem, że to pogląd z czasów odleglejszych, gdy dzieliliśmy się na takich, którzy mieli i takich, którzy byli. Dziś już raczej nieaktualny - aby być, trzeba najpierw mieć, a wtedy można sobie pozwolić na bycie. Nie krytykuję - to nie jest gorsze, to jest tylko inne :)

Dla mnie teraz ważna jest ta spokojna świadomość, niezwykle cenna i - jak tak obserwuję ludzi - bardzo rzadko występująca. A reszta? A resztę się kupi...

wtorek, marca 06, 2007

Tęczowo

Obijam się, kochani... Znaczy obijam się blogowo, bo nie blogowo - nie obijam się wcale.

Poprawię się, obiecuję, niech tylko to wszystko ogarnę. A na dowód, że ogarniać zaczynam - tęczowe WYCINANKI z kolorowego papieru. Jak w przedszkolu, z tym że poziom całkiem nie przedszkolny. Inspirują poza tym :)