Dokarmianie przez klikanie

poniedziałek, maja 31, 2010

Prawie nigdy nie poślubia się jednej osoby...

...no tak, bo razem z ukochaną osobą - jednocześnie - poślubiamy również rodzinę ukochanej osoby.


Przed ślubem rzadko się o tym myśli. Własnej rodziny nie wybieramy, często zresztą nam ona zupełnie nie pasuje (choć bywają wyjątki - i tym ludziom bardzo zazdroszczę), a tu w dodatku zostajemy obdarowani kolejnym pakietem rodziny, czasami jeszcze bardziej nie na miarę skrojonym, niż własna nieudana rodzina. Czyli, generalnie - przegwizdane mamy na maxa.

Nie przepadam za dowcipami o teściowych, bo są śmieszne, więc nieprawdziwe... W życiu, niestety, do śmiechu w układach z teściami daleko...

Jestem recydywistką, więc wiem o czym mówię, mając więcej doświadczeń w tym względzie, więcej niż średnia krajowa pozwala. Mam bowiem teraz trzecią parę teściów.
Mam w dodatku całe mnóstwo sióstr męża (i niestety tylko jednego brata, naprawdę szkoda wielka, że W. nie występuje w ośmiu na przykład wersjach). Tak więc dla mnie, socjopatycznej jedynaczki, to powinien być teoretycznie horror.
A ja jestem szczęśliwa, wyobraźcie sobie. Bo - po moich poprzednich doświadczeniach z rodzinami mężów, byłam nastawiona na koszmar do sześcianu. A tu się nagle okazało, że mam dużą nową rodzinę. Taką fajną, która mnie w dodatku (bardzo mnie to zresztą dziwi, bo nie wiem czemu, przecież jestem okropna) chyba lubi. Całkowicie zabili moją traumę i spojrzenie na rodzinę jako taką (a było to - do czasu ich poznania, spojrzenie z jak najgorszej strony). Gdy o nich myślę, uśmiecham się. Dlatego każdemu, kogo ja z kolei lubię, życzę, aby wraz z ukochaną osobą poślubił też tak wspaniałych ludzi - takiego właśnie pakietu "całe mnóstwo w jednym" ;)

Mówiłam, że jestem szczęściarą. Jestem jak cholera, bo to jest, kochani, baaardzo ważna sprawa :) Rada na dziś: przyjrzyjcie się nie tylko przyszłej połowie waszego związku... Bo prawie nigdy nie poślubia się... da capo al fine ;)

piątek, maja 28, 2010

Wiedzieliśmy

Nasz głuchy, lecz bardzo inteligentny kocurek, potrzebuje po prostu więcej bodźców, niż kot normalnie słyszący...


To jasne było od zawsze. Kwestia pomysłu, aby z nim wychodzić na zewnątrz, była kwestią li tylko czasu.
To trzyletni, nigdy wcześniej nie wychodzący kot. Stąd powolne przyzwyczajanie, próby. Nie sądziliśmy nawet, że aż tak mu to będzie odpowiadało. Chodził z nami już na smyczy, był noszony w nosidełku, czas na rower teraz... Też mu się spodoba, bez wątpienia :)

Jak miło jest patrzeć, gdy on chłonie wszystko wokół. No, może z wyjątkiem większości dźwięków... Ale za to jak patrzy! I tyle zapachów. Chyba trafiliśmy w punkt.

P.S. A wiecie jaką sensację wzbudza para: on z psem, ona z kotem? W zasadzie to nie ma szans na przejście najkrótszą ulicą Powiśla bez kilkukrotnego zaczepienia ;)

Odliczanie

Odliczamy ostatnie dni do...


Oczywistym jest, że przy takim niecierpliwym odliczaniu każda doba ma po sto godzin, zamiast nominalnych dwudziestu czterech... Znów relatywizm czasu, o którym wielokrotnie tu mówiłam.
Planowanie, liczenie, rezygnacja z czegoś na rzecz czego innego. Tak czy inaczej - krok, może nawet kilka kroków we właściwym kierunku.

Wzajemne pilnowanie się w miarkowaniu pomysłów, choć chciałoby się naraz tak wiele. Normalne, każdy to zna.

Nic więcej nie potrzeba nam teraz poza mądrością, bo dzięki niej wszystko może się udać. I spokój, wyważenie, miast rzucania się w wir... Myśleć i nie wariować. Aż tyle.

Jak wam się podoba?

Czyli pierwszy spacer. Franzowi się bardzo podobało :)

poniedziałek, maja 24, 2010

Tra-la-lala-la :)

Jeśli wszystko dobrze pójdzie - a może tak być, to Franz będzie dużo bardziej znanym i światowym kiciusiem, niż do tej pory. Dziś się okaże... Jeśli mu się spodoba... Bo nam na pewno ;) Napiszemy i pokażemy post factum, trala-lala-la, hi, hi, hi :D

niedziela, maja 16, 2010

Yesterday...

...znaczy wczoraj.

Pan M. zatelefonował do pani M. (wówczas będącej jeszcze w pracy):
- Umów się ze mną.
- Dobra. Gdzie?
- W Bajce?
- O.K. O której?
- No, gdy dojedziemy, jakoś tak.
- To cześć, do zobaczenia.

Po dwóch godzinach na Placu Zamkowym, rozmowa z rykszarzem.
- Kochany, zawozisz nas do Michała za dziesięć złotych. Albo nie masz kursu. Wybór należy do ciebie.

Po dwóch kolejnych, po beherovce, kawach, piwach i ch... wie czym...
Państwo M. wchodzą do Czarnej Perły. Bilety kupują.
- Kto dziś gra?
- Roczeń. Ten od szant.
- Aha, to O.K.

Następne cztery godziny pękły.
Idziemy do Harlemu.
- Dokumenty proszę...
Tu Qilia niemal umarła ze śmiechu...

Kolejne dwie godziny pod znakiem hip-hopu. Fajnie było. Pani M. spytała menedżera, czemu sprawdzają dowody, a wpuszczają bez problemu ludzi z nożami. Oburzył się i zdziwił. Pani M. odgięła była połę kurtki i pokazała z czym wpuszczają. Już się nie oburzał, ale zdziwiony był bardziej...

Ale państwu M. ciągle mało było jeszcze... Padło na Vanilla Ice... :) Już nie pamiętają, co pili, ale na końcu, jak po haszu, dziki głód im się odezwał i wzięli po hot-dogu. Po czym wsiedli wreszcie do taksówki, kupili pół litra, wrócili do domu; w końcu przestali męczyć to miasto :)

Wiesz, Kamil. Z Tobą tak można. Jak to dobrze, że można :) Dziękuję za wczoraj. Bawiłam się zajeprzewspaniale :)

The Dreamers

Tak sobie gadają państwo M., zanim jeszcze weszli byli na stronę Lotto, co by sprawdzić wyniki...


- Ale co, to im kupimy mieszkanie?
- No co ty, to co najmniej milion...
- Przestań, ale jak fajnie jest móc powiedzieć: weźcie sobie wybierzcie jakieś trzypokojowe... Wiesz jak to miło móc powiedzieć komuś coś takiego?!
- No fajnie, fajnie... Ale w takim układzie to dla siebie musimy kupić co najmniej kamienicę.
- No pewnie. Na Powiślu, jakąś mocno przedwojenną, góra pięć pięter... A doktorowi na gabinet damy dożywotnio jakiś ładny parter...
- A ty znowu, jeszcze nie mamy, a już rozdajesz...
- Z tą kamienicą to tylko taki problem będzie, że każdy gwóźdź będzie musiał być konsultowany z konserwatorem zabytków, ale damy radę...
- To może sprawdźmy, czy coś wygraliśmy?
- Dawaj!
- ...
- O, nawet dwójki nie mamy!
- No widzisz, nie będzie się trzeba użerać z konserwatorem...
- My to jednak mamy szczęście :)
- No :)

P.S. Można zgadywać, komu państwo M. chcieli kupić trzypokojowe mieszkanie...

sobota, maja 15, 2010

Poradnik skutecznej tresury...

...według K.


Wydać polecenie w ćwierć sekundy po tym, gdy zwierzątko wykona samo z siebie zawarte w poleceniu zadanie...

Świetnie wygląda, a większość obserwatorów i tak się nie połapie, co było pierwsze - rozkaz czy wykonanie ;)

Dlatego pięknie jest, gdy Mąż mówi: Waruj!
A Franz waruje... Cokolwiek to znaczy (to warowanie, bo ja na przykład do dziś nie wiem, Pimpi też nie wie, ale również waruje).

Dom wariatów...

...czyli powrót do normalności. Paradoks pozorny ;)

Wyzdrowiałam, powoli się podnoszę, więc i pomysły mamy coraz lepsze. Bo trzeba być wariatami, by robić z czterech stołków i kołdry tunel dla kota, tylko po to, aby mu było fajniej, co nie?



Na zdjęciu Franza nie widać, bo... No, tak, zgadliście - bo jest w tunelu :)