Dokarmianie przez klikanie

niedziela, grudnia 31, 2006

"Coś" żywych trupów...

Dzisiejsze popołudnie, czytam książkę, M. siedzi przy komputerze:
- ...no i trupy się ruszyły - mówi z satysfakcją w głosie.
- A co się miały nie ruszyć, przecież są żywe, nie? - odpowiadam nieuważnie.

Jeśli ktoś się jeszcze nie połapał o co chodzi, to spieszę wyjaśnić. Wśród atrakcji dzisiejszego wieczoru zaplanowaliśmy sobie oglądanie śmiesznych filmów i gorączkowo zaczęliśmy je ściągać z netu. W tym, między innymi - coś żywych trupów... już nie wiem, co ;)
A tak w ogóle to chichoczemy, śmiejemy się i wygłupiamy dziś od piątej rano. Chyba najweselszy sylwester w historii.

Życzę Wam wiele uśmiechu, dziś, jutro i każdego następnego dnia. Mam też nadzieję, że choć odrobiny z tego dostarczę Wam ja, drodzy Czytelnicy :)

piątek, grudnia 29, 2006

Dziwnie jest...

...gdy w paczkach przychodzą okruchy dawno zostawionego za sobą życia.

Drobiazgi, niegdyś niezbędne, teraz mile witane po miesiącach życia bez nich. Stare dyski z dawno zapomnianymi zapiskami. Zapachy, wspomnienia w tym wszystkim. Dziwnie. Nie - dobrze czy źle, tylko właśnie dziwnie. Jest w tym i ostateczność i potwierdzenie i nadzieja i wzruszenie, czasem zdziwienie, zamyślenie, uśmiech, śmiech nawet czasem też jest. Nie ma goryczy, nie ma smutku, najwyżej nostalgia. No, dziwnie jest...

Tak sobie piszę znad pudeł, zaczynając to życie po raz... lepiej nie mówić, który... Nie jestem wróżką; nie wiem, co będzie nawet jutro, a co dopiero za na przykład rok. Ale nie boję się, bo wybrałam słusznie - takie rzeczy się wie, to jest w środku. Jeśli coś robi się "nie tak", to też się wie - też czuje się to w środku, niektórzy nazywają to sumieniem.
Nie zrobiłam wszystkiego tak, jak zrobiłabym z dzisiejszą wiedzą - zrobiłam dwa błędy. Dziś to wiem, ale wtedy nie wiedziałam i - to też wiem - nie mogłam przewidzieć, że błędami się okażą. Każdy błądzi, szczególnie jeśli coś robi. Ja w tym roku zrobiłam więcej, niż inni przez pół życia. Miałam więc prawo do znacznie większej ilości złych posunięć, choćby statystyczne...

Dajcie sobie prawo do złych decyzji. Do bycia słabym. Do łez i głupoty. Nie trzeba być koniecznie perfekcjonistą i nie wolno szukać perfekcji w innych. Tego nauczył mnie ten rok. I dobrze, bo może nigdy - przy swoim charakterku - bym tego nie pojęła. Zapłaciłam za tę wiedzę, ale wiem, że było warto...
Ale się rozgadałam, czas wracać do pudeł ;)

Lubi... nie lubi...

Na dobry początek dnia proponuję COŚ z połączenia dwóch rzeczy, które lubię ;)

P.S. A dziś w nocy spadł u nas śnieg i tego to już zdecydowanie nie lubię :(

środa, grudnia 27, 2006

Kurczak czyli dres

Od pewnego czasu - jak pewnie niektórzy już wiedzą, dokarmiamy gołębie na parapecie. Ot, nic takiego - nie my jedni...

Od paru dni wiemy jednak, że tak ściśle - to dokarmiamy gołębia. Na początku inne też miały nadzieję na parę okruszków, ale ten jeden szybko im wytłumaczył, że ich rolą może być jedynie asystowanie przy jego posiłku.


"Kurczak" ma swoją ksywę dzięki rozmiarom bardziej zbliżonym do domowych nielotów. Dziób ma jak średniej wielkości papuga i umie zrobić z niego użytek. Z parapetu nie sfruwa (bo za ciężki), lecz spada i dopiero później udaje mu się jakoś lecieć dalej. Okruszków nigdy mu dość, a gdy ich brakuje - znacząco i z ponagleniem patrzy na nas. Trudno go polubić, z tymi jego manierami dresa, ale nie mamy wyjścia - to jedyny gołąb jakiego mamy i inaczej nie będzie - już on tego dopilnuje ;)

P.S. Pisałam parę dni temu o kliencie i kasie. Kasa została wysłana zgodnie z obietnicą, lecz nie zdążyła dotrzeć, aż do dzisiejszego poranka.
Ma to jednak swoją bardzo dobrą stronę - jestem jedną z niewielu osób, które zakończyły święta z większą ilością gotówki na koncie, niż miały jej przed nimi :)

niedziela, grudnia 24, 2006

Chwila zastanowienia...

Jeśli w miarę dobrze radzicie sobie z językiem angielskim, to wejdźcie TU, naciśnijcie "play" i poczytajcie.

Może dzięki tym słowom zrozumiecie, jak bardzo - tak naprawdę - jesteście szczęśliwi...

Wiedza lekko podana

Witajcie w ten ciemny poranek :)

Dziś pomoże wam rozjaśnić mroki bardzo interesująca i zabawna ENCYKLOPEDIA Tima Hunkina. Zabawna w formie, bo treści są poważne i prawdziwe, choć zawiera ona nie tyle definicje haseł, ile ciekawostki na dany temat, dodatkowo zilustrowane.

A jeśli dziś nie będziecie mieli czasu, to zawsze możecie do niej wrócić, ponieważ umieszczę ją w linkach.

sobota, grudnia 23, 2006

Koral

W kącie nigdy do tej pory nieużywanej szafki znalazłam dziś koralik z korala.

Może poprzednia lokatorka go zgubiła, może leżał tu od lat - nie wiem. Uznałam to jednak (jak wszystko ostatnio uznaję) za dobrą wróżbę, połączyłam koral z kawałkiem srebrnego drutu, powiesiłam na łańcuszku i mam wisiorek. Pierwszy prezent tej Gwiazdki ;)

Co ja się tak uparłam na rzeźby?

Nie wiem :) Ale TE są zupełnie inne i w innym materiale, więc jestem trochę usprawiedliwiona z monotematyzmu...

Tu jest napisane, że to chińska sztuka. Kiedyś interesowałam się tym i według wszelkich wówczas znajdowanych informacji wychodziło, iż jest to sztuka rodem z Tajlandii. Ale może po prostu jest to tajska sztuka, wykonana chińskimi rękoma - czyli jak prawie wszystko ostatnio ;)

Święta będą bezśnieżne...

...więc w związku z tym wrzucam wam trochę śniegu i lodu, choć w formie nieco PRZETWORZONEJ ;)

piątek, grudnia 22, 2006

Znów sztuka nietypowa...

...tym razem rzeźby z WIDELCÓW.

Może ja to raczej na kulinarny powinnam dać, jako inspirację dla niezadowolonych z posiłków ;)

P.S. W powyższym linku są wybrane rzeźby, więcej - podzielonych na kategorie - znajdziecie na stronie twórcy, gdzie można je również kupić: http://fork-art.com

No i czy ja nie jestem farciara?

Zrobiłam zlecenie dla pewnego klienta, zagranicznego zresztą...

Współpraca w trakcie układała się miło, klient był zadowolony z tego co dostał, a ja z tego co zrobiłam... Padły nawet słowa o kolejnych zleceniach, po czym klient stwierdził, że pieniądze wysłał i że za dzień-dwa będą na koncie.
No, niestety - nie było ich, więc nauczona doświadczeniem ze "złymi klientami" odczekałam jeszcze trochę, dalej nic - odezwałam się w końcu do klienta, że tu święta idą, a na koncie pustki i blabla w ten deseń...

Oczekiwałam zwykłego w takich wypadkach tłumaczenia typu: sekretarka zapomniała, księgowa nie podpisała, źle wpisałem cyferkę i mi odbiło kasę z powrotem, no jakiejś klasyki w każdym razie.
A tu nic z tych rzeczy, wyobraźcie sobie...
- Wysłałem, ale miały prawo jeszcze nie dojść z zagranicznego banku. Rano skontaktuję się z przyjacielem w Polsce i on natychmiast przeleje kasę z polskiego banku i po południu będzie pani miała. A jak przyjdą później te ode mnie, to będzie na poczet przyszłych zleceń, może tak być?

Wbiło mnie w fotel... Pewnie, że może, jeszcze jak może... A swoją drogą - trafić na takiego klienta... to trzeba mieć mój życiowy fart :)

P.S. Dam znać, jak się potoczyło dalej, ale mam dziwną pewność, że dziś po południu te pieniądze będą na koncie :)

czwartek, grudnia 21, 2006

Podobne już było...

...ale ogromnie podoba mi się minimalizm środków wyrazu tej dziedziny sztuki, więc zamieszczam kolejne PAPIEROWE prace, bo nazwanie tego "wycinankami" byłoby co najmniej nie na miejscu.

środa, grudnia 20, 2006

Zachwyty nad kupką ;)

Dziwny jest ten świat, bo niby człowiek poważny, niby zabiegany, niby zajęty jak cholera...

...ale pokazać mu coś takiego, to nagle się zatrzymuje i z zachwytu zaczyna wydawać dziwne, szczebioczące dźwięki i mamrotać czułe słówka... a cóż to w końcu takiego jest? Ot, KUPKA małych futerek czy piórek... eh, dziwny jest ten świat i ludzie są dziwni ;)

I dlatego to wrzuciłam, zatrzymajcie się w biegu i poszczebiotajcie... życie zaczeka :)

wtorek, grudnia 19, 2006

Ergonomiczniej...

Ostatnie zlecenie wymagało dosyć poważnego zagłębienia się w wiedzę z dziedziny ergonomii.

Przy tej okazji zrobiłam sobie ERGO TEST, z którego wynikło, iż moje stanowisko pracy spełnia wymogi ergonomii jedynie w 48 procentach, co - jak na polskie warunki - i tak jest sukcesem, no ale mogłoby być zdecydowanie lepiej.

Korzystając więc z nieobecności kota, czyli M. w domu, zaczęłam jeździć po podłodze meblami we wszystkie strony, przymierzać, zaciemniać... ustawiać oświetlenie, odległości, projektować ciągi komunikacyjne... no, wariactwo innymi słowy. Ale w końcu przecież ustawiłam i w efekcie okazało się, że rzeczywiście pracuje się lepiej, choć zmiany wcale nie są aż tak radykalne w porównaniu do pierwotnego ustawienia.

Nie mogę też nie wspomnieć o doraźnych korzyściach z ćwiczeń siłowych i rozciągających... A teraz czekam na kota... ciekawe co powie, hmm... ;)

poniedziałek, grudnia 18, 2006

Prognoza...

Podobno tego właśnie faceci chcą w święta:


No to znam przynajmniej jednego, który będzie to miał... ;)

P.S. Obrazek pochodzi ze strony http://boortz.com

Czas na obiad

Korzystając z tego, że dziś robiłam obiad tylko dla siebie, postanowiłam zaszaleć z oliwkami, których M. nie lubi (chwała mu za to... dzięki temu wszystkie są dla mnie, hihihi...).

W ten sposób powstał przepis na makaron z czarnymi oliwkami:

1. Do garnka wlać niecały litr wrzątku, wrzucić tam kostkę bulionu drobiowego, małą do średniej - posiekaną cebulę, kilka łyżek zalewy z oliwek, kilka łyżek oliwy, trochę jakiejś przyprawy, np. pieprzu ziołowego albo czegoś, na co mamy akurat ochotę. Chwilę to wszystko razem pogotować.
2. Wrzucić makaron, jaki tam lubimy (ale lepiej, żeby nie był za bardzo 3D, raczej jakieś nitki, gniazdka, takie delikatniejsze formy). Ugotować go do miękkości, tak żeby wchłonął w zasadzie cały płyn. Potrawa nie ma być zupą, ale ma być wyraźnie wilgotna. Często mieszać, żeby nie przywarło.
3. Przygotowujemy czarne oliwki (w całości lub w kawałkach), duży ząbek czosnku (posiekać, ale niezbyt drobno) i ser (ile lubimy, zetrzeć na tarce).
4. Do gotowego makaronu dodajemy oliwki i czosnek, mieszamy, posypujemy cayenne (znów ile lubimy). Na koniec wsypujemy ser, bardzo energicznie mieszamy i gasimy ogień. Zostawiamy na minutkę, jeszcze mieszając, jeśli trzeba.

Koniec... dobre było...

Jaki fajny poniedziałek :)

Mimo mgielno-mżawkowej pogody za oknem, energia mnie rozpiera.

Nie ma to, jak fajnie spędzony weekend. Wcale nie tylko na odpoczynku, lecz i na pracy, ale dobrze szła i była z sensem, więc wszystko ok. Teraz tylko nerwowo zaglądam co chwilę do banku, czy kasa doszła ;)

Wczoraj pogoda była senna, więc oddawaliśmy się czynnościom miłym i lenistwu ogólnemu. Przez cały dzień pogryzaliśmy jakieś smakołyki, buszowaliśmy po sieci, wylegiwaliśmy się w łóżku czytając, a dzień zakończyliśmy kąpielą przy świecach w dzikiej ilości piany.
Z tą pianą to trochę moja wina, bo chciałam kupić płyn do kąpieli, spodobał mi się kolor i zapach... dopiero w domu doczytałam, że na etykietce stało jak byk: piana do kąpieli... no cóż... trzeba czytać etykietki.

Z tych powodów dziś czuję się wspaniale i z radością siadam do pracy i humor mam zupełnie nie szarówkowo-poniedziałkowy :)

piątek, grudnia 15, 2006

Wieczór poniekąd milszy od poranka...

...bo się w dzień trochę rzeczy udało zrobić, więc i humor bardziej w stronę pogody a nie sztormu.

W związku z tym zamiast w telewizor, piątkowym wieczorem zapatrzcie się w urodę FRAKTALI.

A do telewizji się czepiam, bo gdy kończyłam artykuł, zapukali byli jacyś do drzwi z energią gestapowców szukających składu z powstańczą amunicją... Otwieram wkurzona na maxa, a tu dwóch kolesi przebranych (bo wyglądali właśnie na przebranych, a nie ubranych) w garniturki jakieś oraz płaszcze w typie "wełniany, czarny, smutny, grabarski"...
- Czy pani wie, że na pani osiedle wchodzi właśnie telewizja cyfrowa?
- Nie... a czy pan wie, że z zasady nie oglądam żadnej telewizji?
- Nie... a czemu?
- Bo jest głupia.
- A co jest mądre? - tu zerknął w głąb mieszkania i zobaczył monitor. - Internet? Internet jest cacy, a telewizja be?
- Tak, dokładnie, właśnie tak! Internet cacy, telewizja be. A teraz już panów pożegnam, bo mam pilną pracę.
- To wszystkiego dobrego i wesołych świąt.
- Nawzajem. - rozstaliśmy się w uśmiechach.
Nie wiem, czy ktoś od nich tę telewizję kupi. Bo ja nie wiem, jak można wyglądać, jakby się właśnie ukradło telewizję... ale oni tak właśnie wyglądali... wesołych świąt ;)

Zły humor od rana ;)

Dziś mało optymistycznie - spójrzcie, czy to nie straszne, że niebawem takie COŚ będzie spadało nam na głowy? Brr...

Tak sobie pomyślałam, że wzorem kalendarzy adwentowych, powinny powstać kalendarze odliczające dni do wiosny. Ale ja tu o wiośnie, a przecież kalendarzowa zima zacznie się dopiero za tydzień. Brr... po raz drugi. I jak tu w tej sytuacji być optymistą?

czwartek, grudnia 14, 2006

Udany połów

Po pierwsze: w linkach dodałam adres do strony na której można skrócić długi URL.

Po drugie: kolejna mapka, tym razem Internetu - rozlokowania numerów IP.

Po trzecie: ZŁUDZENIE optyczne, poniekąd mistyczne...

Po czwarte: w PRZEKROJU napisali... (dziękuję niezawodnemu panu X. za podesłanie mi adresu)

Miłej lektury, miłego korzystania, miłego oglądania i miłego dnia :)

środa, grudnia 13, 2006

Sztuka

Dziś na dzień dobry proponuję trochę sztuki, lecz w nieco innym niż zwykle wydaniu.

Ciekawe INSTALACJE z wykorzystaniem nietypowej techniki oraz interesujące KOMPENDIUM wiedzy o muzyce popowej i rockowej (trzeba to sobie powiększyć).

wtorek, grudnia 12, 2006

Bo było zimno...




Pod oknami ciągnie się uliczka małych domków. Wczoraj robiłam coś w kuchni i nagle zobaczyłam kłęby dymu, wypełniające uliczkę. Pożar?

Nie, to po prostu komuś zrobiło się zimno :) Sięgnęłam po aparat, lecz zanim go ustawiłam, apogeum zadymiania minęło. Niemniej to i owo udało się uchwycić.

niedziela, grudnia 10, 2006

Świątecznie - likier i prezenty

Przepis na likier imbirowo-miodowy, zaczerpnięty z książki Pattie Vargas i Richa Gullinga "Cordials From Your Kitchen":

1. Po pół litra miodu i wody gotujemy razem w garnku przez 4 minuty od momentu zawrzenia.Usuwamy pojawiającą się pianę.
2. Ścieramy na tarce ok. 12 cm świeżego kłącza imbiru oraz ocieramy skórkę z dwóch cytryn. Dodajemy do syropu miodowego i gotujemy przez kolejne 4 minuty. Odstawiamy do lekkiego przestudzenia i przecedzamy przez sitko do dwulitrowego naczynia.
3. Dodajemy do jeszcze ciepłego płynu 750 ml szkockiej whisky, mieszamy, zamykamy i odstawiamy w chłodne miejsce na miesiąc.
4. Po tym czasie filtrujemy dokładnie, rozlewamy do butelek i odstawiamy na co najmniej dwa tygodnie.

Jeśli zechcemy gdzieś tak w początkach lutego sprezentować jedną butelkę znajomym, wówczas możemy użyć do tego celu chusty FUROSHIKI, a w jej braku - dowolnej innej chusty, w którą możemy zapakować nasz prezent według SCHEMATU.

czwartek, grudnia 07, 2006

Wróciłam...

...zmęczona ogromnie, wykończona prawie, ale takim dobrym zmęczeniem, po zrobieniu mnóstwa konstruktywnych rzeczy.

Urządzamy się, meblujemy, kupujemy drobiażdżki i większe rzeczy, liczymy, liczymy, liczymy - pieniądze, bo na wszystko brak. Ale z uśmiechem, ze spokojem to wszystko. Nie dziś - to za tydzień; nie za tydzień - to za miesiąc. Albo później, gdy przyjdzie na to czas.

Co innego jest ważne. Teraz już się nie boimy świata, nie tęsknimy za sobą. Teraz wreszcie jest pewność, spokój, jesteśmy razem i odpadły czynniki zewnętrzne. Również jako usprawiedliwienie... ale to koszty wkalkulowane.

Jestem szczęśliwa. I widzę szczęście w jego oczach. To mamy na dziś. Jutro jest niewiadomą - jak zawsze.

poniedziałek, grudnia 04, 2006

Ciężki dzień...

...przede mną. Odezwę się, gdy tylko będę mogła, a na razie na co najmniej trzydzieści godzin znikam z internetu.

Postaram się dawać co jakiś czas znak życia, uzależnione jest to jednak od bardzo wielu czynników, na które będę miała ograniczony wpływ.

Życzę Wam miłego dnia, a sobie - w miarę bezproblemowego ;)

sobota, grudnia 02, 2006

Małe info

Uprzedzam, że może mnie od poniedziałku nie być online przez kilka dni.

Nie będę miała netu, a raczej będę go miała w sposób mocno ograniczony. Postaram się jednak coś wrzucać, gdy będę mogła. Za kilka dni wszystko powinno wrócić do normy. Zaglądajcie tu i na kulinarne strony oraz do wspólnego bloga z M., bo problemy potrwają raczej niezbyt długo, choć teraz nie jestem w stanie powiedzieć, ile dokładnie...

Do zobaczenia :)

piątek, grudnia 01, 2006

Jeszcze nie wyschły łzy wczorajszego dnia...

...a już można zacząć się uśmiechać. Życie potrafi być - jest - nieprzewidywalnie koszmarne i nieprzewidywalnie piękne - to ostatnie rzadziej, ale czasami...

Chyba właśnie spełniło się moje, nasze marzenie. Jedno z marzeń. Teraz znów przede mną, przed nami praca, ale wszystko będzie piękniejsze i łatwiejsze.

Po smsie M., z pamięcią wczorajszego dnia i poprzednich, ciężko było mi uwierzyć. Potem wysłałam wiadomość do W., wykonałam telefon do M. i powiedziałam L. na GT. Gdy to zrobiłam, wszystko stało sie nieco realniejsze. Fajnie... Ale ciągle jeszcze boję się ukrytych pułapek. Może jutro, gdy się obudzę... Dziś jeszcze nie wiem, czy to nie kolejny głupi żart życia. Czujna jestem i nieufna... Tamto bolało i zostawiło większy ślad, niż sądziłam, że zostawi.

Dla manualnie uzdolnionych

Zróbcie sobie RÓŻYCZKI, pod warunkiem oczywiście, że jeszcze jakieś ładne listki znajdziecie...

czwartek, listopada 30, 2006

...

Stoi się czasem na chwiejnej pochylni o rozmiarach znaczka pocztowego. Każda droga z niej prowadzi w przepaść. Krzyczy się do Boga z pretensją o jego zdradę. Szuka się wyborów między najskuteczniejszymi sposobami. Prosi się świat o chwilę uwagi. Wychodzi się z decyzją.

Ale w tym wszystkim zapomina się wrzucić komórkę do mikrofali. I czyjaś obecność przypomina, że nie tylko siebie zabrałoby się... tam. Tyle. A potem się wraca. Z lekkim uczuciem porażki. I cieniem nadziei... do której nawet przed sobą trudno się przyznać. Przecież miało nas już tu nie być. Żyjemy.

Ale nie pytajcie mnie dziś, czy warto...

środa, listopada 29, 2006

Znów chwalę Google

Samą siebie zaskoczyłam wczorajszym tempem pracy. Otóż w ciągu sześciu godzin zrobiłam STRONĘ z ośmioma podstronami.

Oczywiście miałam gotowe teksty (prawie wszystkie, musiałam je tylko trochę przeredagować, jeden dopisać) i jasną koncepcję, stworzoną poprzedniego wieczora. Niemniej i tak jestem pod wrażeniem...
...komfortu pracy oferowanego przez GPC czyli Google Page Creator'a. Bez niego postawienie takiej strony w takim czasie byłoby absolutnie niewykonalne, nawet dla najsprawniejszego webmastera. Wiem, bo konsultowałam z fachowcami.

P.S. Dziś rano dołożyłam jeszcze dwie podstrony przy kawie, ot - taka poranna rozrywka ;) Wypróbujcie to narzędzie, gorąco polecam.

wtorek, listopada 28, 2006

Nowe linki

Wczoraj dodałam link do niezłego ZESTAWIENIA darmowych programów - podzielono je na kategorie, a wcześniej sprawdzono.

Dziś do przydatnej strony, generującej nam ADRES e-mail o dziesięciominutowej ważności - jak bardzo może to się przydać, wiedzą wszyscy zasypywani spamem.

poniedziałek, listopada 27, 2006

Wildlife

No to mamy nowy tydzień, z którym wkroczymy w ostatni miesiąc roku... Będzie dobrze :)

A do porannej kawy dziś proponuję piękne FOTOGRAFIE zrobione przez dobrego fachowca. Miłego tygodnia i miłego oglądania.

niedziela, listopada 26, 2006

Sałatka bez nazwy - cd.

Tym razem przyrządzanie zaczęło się od rozczarowania.

Gdy wczoraj otworzyłam puszkę z warzywami, na wierzchu zobaczyłam warstwę kiełków, pod nią warstwę bambusa, niżej rzodkiew i chili. Później, tak w połowie znów pojawiły się kiełki, więc w swojej naiwności sądziłam, że warstwy się powtórzą... nic bardziej mylnego - do końca były już tylko kiełki, o czym przekonałam się dziś.

A teraz przepis na sałatkę z tego, co było w domu jadalne:

1. Bierzemy resztę tuńczyka i kiełki, odlewamy, wsypujemy do miski.
2. Ścieramy na tarce o dużych oczkach do tejże miski kawałek sera żółtego - taki wielkości paczki zapałek, dodajemy pokrojony w wąskie paski plaster szynki.
3. Polewamy trzema łyżkami naturalnego jogurtu, dodajemy spora łyżeczkę majonezu, sól i czarny pieprz w ilościach dowolnych, ostrą paprykę w ilości dużej i szczyptę gałki muszkatołowej dla aromatu.
4. Mieszamy bardzo dokładnie, odstawiamy, zapalamy papierosa, żeby nas nie kusiło ruszać i gdy go zgasimy, możemy już jeść. Moim zdaniem ta sałatka jest lepsza, niż wczorajsza.

P.S. Proszę bez komentarzy o szkodliwości palenia. My - palacze - mamy tę wiedzę w małym palcu, a innym ona niepotrzebna i tak. Poza tym to nie jest blog o zdrowym trybie życia, tylko o normalnym :)

Dzień dobry :)

Dziś na początek świetne zdjęcia OWADÓW oraz wkurzonej NATURY.

sobota, listopada 25, 2006

Tyle dziennie to już spam...

...ale mój dostawca rzeczy mądrych, śmiesznych lub tylko ciekawych znów COŚ mi podrzucił.

Byłabym świnią, gdybym wam tego nie pokazała. Czyż nie?

Wsi sielankowa...

Przemieszkuję teraz na wsi, więc mam takie widoczki na przykład...



Albo takie:


Nowa kategoria i potrawa bez nazwy

Właśnie sobie uświadomiłam, że od wczorajszego obiadu nic nie jadłam, czyli przez ponad dobę...

Przepis na szybką sałatkę dla jednej osoby (właśnie wymyśliłam, właśnie jem, jest całkiem jadalna i historyczna, bo zapoczątkowuje nową kategorie):

1. Wrzucić do miski połowę zawartości puszki tuńczyka w oliwie i połowę zawartości puszki warzyw orientalnych (kiełki soi, pędy bambusa, mini kukurydza, chili i japońska rzodkiew) - jedno i drugie bez zalewy oczywiście.
2. Dodać trochę fety pokrojonej w kostkę (tak 2-3 łyżki) i wymieszać trochę widelcem to wszystko.
3. Na wierzch dać trzy łyżki majonezu, posypać go dużą ilością sproszkowanego czosnku, białego i czarnego pieprzu oraz ostrej papryki i niewielką - soli, kurkumy oraz imbiru.
4. Znów wymieszać, tym razem porządnie i zostawić w cholerę na pięć minut, chyba że nie jedliśmy od doby - to wtedy na trzy (no dooobra, łżę strasznie - czekałam minutę ;)

Smacznego wam życzę, ja już nic nie mam, bo pisząc tę notkę, uporałam się ze swoją porcją...
Ale zostało jeszcze po pół puszki tuńczyka i warzyw, więc jutro zrobię z nimi coś zupełnie innego i też dam wam przepis :)

Uff... nareszcie...

...witajcie, drodzy moi. Wiecie co?

Właśnie usiadłam sobie wygodnie, sama w mieszkaniu; przy szeroko otwartych drzwiach na taras, bo pogoda przepiękna; w stroju lekko niedbałym, z drinkiem z żubrówki i soku jabłkowego, z ulubionym papierosem; założyłam słuchawki, słyszę w nich głos mojego mężczyzny...

Kochani... no jest super - to najwłaściwsze słowo. Można pracować, można odpocząć - jest cudownie. Bardzo na to czekałam - chciałam się w ten sposób zrelaksować i w zasadzie już czuję się zrelaksowana.
Wolałabym oczywiście, aby M. był tu obok, ale to niemożliwe tym razem, lecz jesteśmy tak blisko, jak się daje w tych warunkach i jest nam naprawdę dobrze.

Dziś jest taki dzień dla psyche, a jutro mam zamiar poświęcić trochę czasu soma, używając tych wszystkich babskich sztuczek łazienkowych i kosmetycznych, aby - kiedy już się wreszcie spotkamy - ponownie poderwać mojego M., tym razem wezmę go na urodę ;)

Nowy link

Dodałam nowy link do LITERATURY przez pocztę.

Zamawianie książek jest proste i szybkie. Wchodzicie na stronę, przeglądacie dostępne książki (trochę tego jest, głównie klasyka); ustalacie częstotliwość, z jaką chcecie otrzymywać kolejne przesyłki oraz godzinę, o której mają się pojawiać i adres, na jaki chcecie je otrzymywać. Po chwili przychodzi list z linkiem potwierdzającym, a potem już tylko przesyłka z pierwszą częścią - to już koniec procedury.

piątek, listopada 24, 2006

Miało już dziś nic nie być...

...ale.
Ale tak fajnie się przy TYM bawiliśmy... Aż szkoda się nie podzielić :)

Tako rzecze Alicja...

Part 1.
- Alicjo, a czego nie lubisz?
- Smoków, much i dewotek...

Part 2.
Alicja w przestrzeń:
- Bo niektóre panie to nie chcą mieć dzieci i nie mają... A ja tak bardzo, bardzo, bardzo chciałabym mieć dziecko. I ciągle nie mam...

P.S. Alicja ma lat 6 :)

CANstructions

Zrobiłam dziś mnóstwo pożytecznych rzeczy i w związku z tym mam dobry humor, czego i wam życzę.

W końcu mamy już weekend i choć dla mnie będzie on bardzo pracowity, to mam wrażenie, że udany, czego wam również życzę, szczególnie tej drugiej części - pracowity nie musi być.

A na koniec spójrzcie jakie fajne rzeczy ludzie robią z PUSZEK :)

Psucie stworzonek ;)

Dzień dobry, miłego dnia wam życzę, a do obejrzenia na początek - całkiem sporo "popsutych zwierzaczków". Niektóre FOTOMONTAŻE są wręcz brzydkie, inne wręcz piękne, sami oceńcie.

Mnie najbardziej podoba się ostatnie zdjęcie - prawie można uwierzyć, że z jajka wykluje nam się coś tak słodkiego ;) Miłego oglądania.

czwartek, listopada 23, 2006

Mapki jakie są...

Pamiętacie mapkę, do której link publikowałam niedawno? Amerykańscy republikanie też mają swoją MAPKĘ.

A TU znajdziecie mapki różnego rodzaju, choć uprzedzam - najłatwiej będzie poliglotom ;)

:)

Dawno nic nie łowiłam w sieci, ale przed chwilką mi się udało, więc wrzucam wam te ZWIERZAKI - taka mała porcja uśmiechu do porannej kawy :)

Newsy z frontu

Nie jest źle - od wczoraj net działa jak należy.

Tak przy okazji gratuluję krakowskiej firmie Zax pomysłu na ściąganie należności... komunikat, który ukazuje się zamiast każdej oczekiwanej strony i stopniowe odbieranie kolejnych możliwości są w najwyższym stopniu wkurzające i nie wyobrażam sobie opornego klienta, który wytrzyma dłużej niż 3 dni. Tym bardziej, że z każdą upływającą dobą jest coraz gorzej i coraz trudniej... Myślę, że owa firma nie ma zbyt wielu dłużników ;) Co więcej - wiem, że opinię ma dobrą, bo podobno o regularnie płacących dba jak mało kto.

Alicja ma się coraz lepiej, co już nie jest li tylko naszą obserwacją, lecz potwierdziła to wczoraj jej osobista lekarka. Ja jednak zostaję tu do niedzielnego wieczora lub poniedziałkowego poranka, mając przez sobotę i niedzielę całkiem wolną chatę, której odpowiednio nie wykorzystam, a szkoda... Ale za to popracuję ostro, przynajmniej taki mam zamiar.

Wczoraj po raz pierwszy opuściłam twierdzę, w której jestem poniekąd zamknięta (nie jestem, ale wyjść w ciągu dnia nie mogę, a wieczorem to już nie mam po co) i zrobiłam sobie zakupy. Same niezbędne do normalnego funkcjonowania rzeczy: papierosy, piwo, kawa, słodycze... eh, zdrowy tryb życia - lubię to ;)

wtorek, listopada 21, 2006

Milczę, bo...

...miałam wspaniały i zbyt krótki weekend
...po nim musiałam wskoczyć na jedną noc do mieszkania mamy i zabrać parę rzeczy
...następnego dnia leciałam tu znów bladym świtem
...moja codzienność to teraz godziny posiłków małej i godziny podawania lekarstw
...tutejszy dostawca internetu domaga się kasy i wyrzuca na każdej stronie komunikaty i to bardzo utrudnia korzystanie z sieci
...tak w ogóle to i tak tego dostępu mam mniej niż normalnie, bo muszę się nim dzielić z dwiema-trzema osobami
...pracuję niestety mniej, niż zazwyczaj (powody jak wyżej), choć roboty mam znacznie więcej, niż normalnie
...życie wokół też się uwzięło i pędzi oraz domaga się uwagi i wszyscy nagle czegoś chcą, a ja teraz nie mam czasu - ani chwili

To już wiecie - tak pokrótce - jak jest. I jak będzie - chyba do piątku, a na pewno do jutrzejszego wieczora, bo jak zwykle nic nie jest do końca pewne.

I bardzo dziękuję mojemu kochanemu M., że w tym wszystkim jest jedynym, który znacznie więcej daje, niż bierze i dzięki któremu jakoś się trzymam, zamiast planować strzelanie do tłumu, bo i takie myśli już miałam... Jak to dobrze, że jest. Że aż jest.

piątek, listopada 17, 2006

Marzenia się spełniają :)

Przed kwadransem było: "już dojeżdżam", przed chwilą: "już pędzę, już lecę", za chwilę będzie dzwonek domofonu... i wam też życzę udanej nocy ;)

To dopiero ta godzina?

Jejku... spojrzałam na zegarek i zdziwiłam się, że jest tak wcześnie.

Bo między innymi dziś zdążyłam:
wypić trzy kawy, przejechać wzdłuż całe miasto, dać dziecku dwa razy lekarstwo, nauczyć dziecko fajnego programu do maziania obrazków, zrobić mały prawny researching, zainstalować trzy programy, odbyć z moim M. trzy długie rozmowy przez telefon i GT, posunąć wydatnie do przodu prace nad "wściekniętym plikiem", zrobić parę zdjęć (mam nadzieję, że dobrych - się okaże), wysłać ileś tam e-maili, ponegocjować z panami od prostowania tarasów (cokolwiek to znaczy), zrobić obiad, pozmywać naczynia, trzy razy się przebrać, wypalić w przerwach furę papierosów...

I dopiero trzynasta?

czwartek, listopada 16, 2006

Bóg. Google. Alicja.

Już nastawiłam budzik na kosmiczną 4:30 i jutro rano znów wybywam na drugi koniec miasta robić za nianię Alicji.

Tym razem, jako o element wynagrodzenia - nauczona ostatnim doświadczeniem - poprosiłam o zainstalowanie Firefoxa. Już mam obietnicę, że będzie :)
Przerzuciłam to co mam do zrobienia do netu przy pomocy mojej ostatniej fascynacji czyli googlowych DOCS. Tak przy okazji - rewelacja, polecam wszystkim, którzy muszą korzystać z obcych komputerów, czy też pracować przy jakimś dokumencie grupowo.

Boże, dziękuję, naprawdę bardzo Ci dziękuję za Google, niech prosperują szczęśliwie, dopóki będę żyła i niech robią więcej takich fajnych rzeczy, z których mogę sobie korzystać.

Kto wie, czy moje nianiowanie (z krótką przerwą niedzielną) nie przeciągnie się aż do przyszłego piątku... ale nie wpłynie to w żaden sposób na moje pojawianie się tu, czy funkcjonowanie "kulinarnego", wszystko pod kontrolą - zaglądajcie :)

Z Herkulesem w zawody ;)

Myślcie o mnie ciepło... przyda mi się.

Właśnie zasiadłam nad ośmiusetkilowym plikiem tekstowym, który trzeba poprawić. Jest rozwalony całkowicie, ma resztki dziwnych formatowań, nie ma polskich znaków (choć powinien, bo jest po polsku) - czasem zamiast nich ma robaczki, a czasem litery bez znaków diakrytycznych. Poza tym jest napisany niejednolicie, a przy okazji tej pracy dobrze byłoby napisać go według spójnych zasad.

Dla wyjaśnienia dodam, że są to moje przepisy kulinarne, które kiedyś istniały w sieci na mojej stronie. Potem strona się wysypała i to bardzo poważnie - ten plik to część jej zawartości.
Kiedy się z tym uporam (dobre pytanie - kiedy?), będę miała furę przepisów na blog kulinarny. Bo wiecie, 800 KB samego tekstu to książka... gruba książka...

No to muzyka na full i do roboty ;)

środa, listopada 15, 2006

Na dobry początek dnia

Spójrzcie, jaki piękny jest ŚWIAT.
I - oczywiście - zwróćcie uwagę, jak wspaniale można go pokazać :)

U góry tej strony jest link "here" - po kliknięciu nań można obejrzeć jeszcze więcej równie pięknych fotografii, choć te podobno są najpiękniejsze.

P.S. Uwaga - strona uzależnia! Właśnie ktoś mi powiedział, że można tak siedzieć i bez końca klikać i oglądać coraz to nowe...

wtorek, listopada 14, 2006

Kolejna wyszukiwarka Google

Dodałam właśnie do linków nową wyszukiwarkę Google SEARCHMASH - różni się ona sposobem prezentacji wyników.

Co robi nowa wyszukiwarka:

  • wyrzuca osobno - z prawej strony - wyniki z Wikipedii (trzeba rozwinąć panel)
  • na dole strony prezentuje znalezione obrazki (znajduje je dla każdego zapytania, bez konieczności proszenia ją o to specjalnie)
  • pod każdym z wyników umieszcza (pod zielonym linkiem) menu z kopią strony, możliwością wyświetlenia z niej większej ilości wyników oraz możliwością wyświetlenia w nowym oknie
  • z prawej strony mamy też możliwość oceny nowej wyszukiwarki

O nowej wyszukiwarce dowiedziałam się z newsów na stronie DOBRE PROGRAMY - zresztą tę stronę też polecam. Jest przyjazna oraz bogata w treść i download.

poniedziałek, listopada 13, 2006

Schizofrenia

Dziś robię za grafika. Nie byłoby w tym nic złego, ani męczącego - robota jak każda inna.

Problemem jest to, że robię również za klienta grafika. Czepiam się o wszystko, stoję za plecami, wtrącam się, ponaglam i marudzę... W końcu logo to poważna sprawa...

No więc robię za tego grafika, a ta wstrętna baba stoi mi za plecami, wszystko wie lepiej, pospiesza, wybrzydza, czepia się i myśli, że wie lepiej. Wielka rzecz logo...

Jeśli na koniec będę negowała cenę, którą sobie podam, to niech ktoś zadzwoni po pogotowie. I kaftan... niech koniecznie wezmą kaftan ;)

niedziela, listopada 12, 2006

Leniwa niedziela

Nie dla mnie co prawda, bo cały weekend mam pod znakiem pracy, ale dla większości pewnie tak.

Żeby więc wszystkim było jeszcze milej, dziś złowiłam w sieci zabawne FOTKI oraz dwie wersje utworu "Karma Police" zespołu Radiohead, której to piosenki słucham wręcz nałogowo od pewnego czasu - TELEDYSK i wykonanie z KONCERTU (osobiście wolę tę drugą).

Gwoli jasności dodam, iż piosenki tej słucham nałogowo, lecz nie dlatego, że z kimś lub czymś mi się kojarzy i jakieś wspomnienia przywołuje, czy coś w tym rodzaju. Nie - tylko i aż dlatego, że działa na mnie speedująco i ogólnie energetyzująco, dlatego od czasu do czasu muszę po prostu przyjąć dawkę i już ;)

piątek, listopada 10, 2006

Camele... ;)

Nie myślałam, że napiszę dziś jeszcze jedna notkę, ale spójrzcie, co znalazłam w sieci.
Przyjrzyjcie się temu ZDJĘCIU bardzo uważnie (zresztą jest opis). Niezłe, prawda?

Optymistycznie, a czemu nie?

No, cóż... a jednak ten dzień miał przynieść jeszcze jedną złą wiadomość. Przyniósł, nawet bardzo niepomyślną.

Ale przecież można spojrzeć na to tak: z każdą taką wiadomością jestem bliżej do przełamania się wreszcie złej passy. Bo nie tylko to co dobre, nie trwa wiecznie. To co złe też. I to jest dobra wiadomość.

A ten wpis dedykuje wszystkim, którym dziś coś się nie udało. Uszki do góry. Będzie dobrze :)

Przygody, grrr...

Wstałam o piątej rano. Wczoraj K. poprosiła mnie o przyjazd do niej i posiedzenie z jej chorą córką w czasie, gdy K. będzie załatwiać sprawy. Mieszkają dokładnie na drugim końcu miasta, prawie w Balicach, więc stąd ta wczesna pobudka. Wstałam, dojechałam, po drodze pstryknęłam parę fotek...

Z moim ukochanym M. wypiłam wcześnie poranną kawę i umówiłam się na jeszcze chwilkę rozmowy przez net o 9, miałam odezwać się już stamtąd. Byłam na miejscu o 8:45, K. siedziała przy stacjonarnym, więc wskazała mi notebook. Odpaliłam i czekam, czekam, czekam... kiedy wreszcie udało mi się zalogować na czat gmaila, była... 9:17. Tak. Trzydzieści dwie minuty... Myślałam, że oszaleję. I ja narzekałam, że mam zły i przestarzały sprzęt? Nie wiedziałam, co mówię...
Problemy z edycją blogów z nieswojego komputera, to osobny rozdział, ale wspomniałam już o tym na "Ona i On", więc tu sobie już daruję.

M. oczywiście dawno już nie było w sieci, gdy ja się w niej zjawiłam, nie mógł tyle czekać. Ale zostawił mi chociaż notkę na blogu i przysłał smsa, więc nie jest aż tak źle.

Niech reszta dnia będzie już udana, ja proszę...

czwartek, listopada 09, 2006

Szczęśliwa, bo doceniona

Przed chwilą wrzuciłam przeróbki dzisiejszych fotografii na fotobloga i poinformowałam paru moich osobistych krytyków, że jest nowa porcja fotek do oceny.

Po chwili:

16:58 PAN X: to zrobione z fotografii jest?
16:58 JA: tak, wszystko
16:58 PAN X: niewiarygodne
16:58 JA: :) dzieki, to najwiekszy komplement

Dodam tu, że również był to chyba najsympatyczniejszy moment dnia, bo naprawdę zrobiło mi się bardzo, bardzo miło :)

Reinstalka

...i po reinstalce. Parę godzin wyrwanych z życiorysu, ale już ok.

Na szczęście straty minimalne, przepadł mi jeden plik z pracą. Do odtworzenia - znów parę godzin. Mogło być gorzej. Ale ponieważ od paru miesięcy nie dowierzam już swojemu komputerowi, więc i niewiele straciłam. Niech żyje przezorność i nieufność.

A teraz wracam do pracy, czyli do zainstalowania paru niezbędnych do codziennego funkcjonowania programów.

Taka mapka

Dziś rano na gg czekał na mnie ciekawy adres od mojego przyjaciela, który wędrując nocami po sieci, od czasu do czasu podsyła mi coś fajnego, abym sobie obejrzała przy porannej kawie.

Dziś czekała na mnie MAPKA...
Fajnie byłoby napisać, że to dobry dowcip... Cóż, każdy odbiera takie rzeczy po swojemu. Ja osobiście mam - większą niż zwykle ochotę - wyjechać. Gdzieś tam, gdzie lód, tundra czy las...

P.S. Drogi mój dostawco tych czasem zabawnych i często mądrych rzeczy sieciowych! Wiem że czytasz, więc wybierz sobie jakieś pseudo, będzie mi wygodniej cię nazywać bez dekonspirowania ;) Pozdrawiam i dziękuję.

środa, listopada 08, 2006

1f u c4n r34d th1s u r34lly n33d t0 g37 l41d

Pobuszowałam dziś w przerwie po sieci i znalazłam TU parę tekstów.
Jeden posłużył mi jako tytuł. A oto inne:

Walentynka od geeka:
Roses are #FF0000, Violets are #0000FF. All my base belongs to you.

Przy klawiaturze:
Press any key to continue or any other key to quit...
Enter any 11-digit prime number to continue...

Czy ktoś jeszcze pamięta DOS-a?
C://dos
C://dos.run
run.dos.run
Why doesn't DOS ever say: "EXCELLENT command or filename"?!

Kto jest winien?
I'm sorry, our software is perfect. The problem must be you.
Computers can never replace human stupidity.

Wznieśmy się ponad to:
Black holes are where God divided by zero.
Cannot find REALITY.SYS. Universe halted.

P.S. A to wrzucę zaraz do swojej sygnaturki na pewnym forum i może jeszcze gdzieś... Pasuje do mnie:
I'm not anti-social; I'm just not user friendly. ;)

Nie boję się "zapeszania"...

...więc mogę napisać, że dziś - jeszcze ledwo odczuwalnie, ale jednak - czuję się lepiej. Tak jakby poprzedniej nocy był kryzys i od tej chwili jakoś tak powoli, ale do przodu.

Ostatnio za wiele było stresów, za wiele problemów, zbyt dużo na raz zwaliło mi się na głowę. Osłabiony organizm musiał się poddać głupiej chorobie. Ale skoro ona się kończy, to już będzie dobrze - też tak stopniowo - ale ze wszystkim.

Nawiasem mówiąc - różne liczniki poziomu stresu, które usiłowały mnie podliczyć za ostatni rok (choć powinny za dwa ostatnie lata), zwariowały, poddały się i piszczą cichutko gdzieś po kątach, że z cyborgami nie gadają ;) I dobrze, tak ma być.

wtorek, listopada 07, 2006

Uff... przenosiny skończone

W zasadzie w tytule mieści się wszystko.
We dwójkę uporaliśmy się z przenosinami blogów na nowe miejsca, poinformowaliśmy czytelników, stworzyliśmy przy okazji dwa nowe blogi... Teraz pozostaje znów tylko robić swoje - jak miło :)

Mantra

Od pewnego czasu narasta we mnie niezgoda na stan rzeczy, który zdominował większość aspektów mojego życia. Narasta bunt przeciw temu, co się dzieje. Narasta gniew.

Nie ma to nic wspólnego z frustracją bezsilnego miotania się. Zaczynam czuć siłę do przeprowadzenia zmian - radykalnych, trudnych, bolesnych, ale koniecznych. Czuję potrzebę burzenia struktur, ale nie w akcie bezmyślnego wandalizmu. Chcę zburzyć, aby uzyskać miejsce na budowę czegoś nowego, lepszego.

W związku z tym taka "mantra" na najbliższe dni:
Uda mi się, bo tak dalej być nie może. Uda mi się, bo chcę. Wszystko mi się uda, bo nie jestem tu za karę.
Najpierw wyzdrowieję, a potem będzie już tylko lepiej. Będzie. Musi.

I niech mi nikt nie próbuje wmówić, że się nie uda. Tak więc wszyscy defetyści precz ode mnie. Za często ostatnio dochodziliście do głosu, ale z tym też już koniec.

No, i od razu mi lepiej :)

poniedziałek, listopada 06, 2006

Przenosiny

Przenoszę zawartość swojego bloga kulinarnego. Kopiuj, wklej, kategoria, kopiuj, wklej... i tak w kółko. Może bym od tego i zwariowała, ale na szczęście po pięćdziesięciu przepisach okazało się, że koniec tego dobrego. Więcej nowych wpisów blog dziennie nie przyjmuje. No i świetnie - skończę jutro i będzie pięknie, a teraz wezmę się za coś innego, co nie jest aż tak ogłupiającym zajęciem :)

niedziela, listopada 05, 2006

Takie jedno zdanie

Siedzimy połączeni GT, rozmawiamy umiarkowanie, bo ty jednocześnie pracujesz, ja coś czytam, czegoś szukam...
I nagle ty, oddalony o wiele kilometrów, a przecież tak bardzo obecny - tym mruczeniem, stukotem klawiatury, dźwiękami twojego domu, mówisz:
- Jak dobrze się przy tobie pracuje, tak jakoś lekko to wszystko idzie...
Tak, wiem. Mnie przy tobie też. Wiem, co masz na myśli. Ale jak dobrze to usłyszeć...

Wróciłam...

...z chmurek. Z takich fajnych, puszystych, najmilszych chmurek dwudniowych spadłam prosto w deszcz, wiatr i przyziemne problemy codzienności.

Od pół roku ze zmienną częstotliwością, co tydzień, co dwa - wbijam się w te chmurki i twoje objęcia, aby potem znów spaść na ten łez padół. Ale nie przyzwyczaiłam się do tego. Powrót zawsze jest przykry i na swój sposób zaskakujący: jak to, znów tutaj, znów to samo?
Nie przyzwyczaiłam się do naprzemiennych cykli tęsknoty i radości. Do pożegnań też nie, choć tak łatwo przyzwyczaiłam się do miejsca w chmurkach i pocałunków na powitanie.
Moje dłonie od pierwszej chwili przyzwyczaiły się do miejsca w twoich, a przyzwyczajenie do budzenia się obok ciebie przyszło z pierwszym wspólnym porankiem...

No i dobrze. I tak ma być. Przyzwyczajać się łatwo do tego, co dobre i nie godzić na to, co złe. I to dotyczy nie tylko życia chmurkowego - dotyczyć powinno życia w ogóle.

piątek, listopada 03, 2006

Kosmetyka

Męczę się nad wyglądem bloga - stąd milczenie, bo po co opisywać to, co wyprawiam. Najogólniej wygląda to tak, że połączona gorącą linią Google Talk z fachowcem - zmieniam, ustawiam, nadpisuję. Dobrze, że to nie podcast, bo efekty dźwiękowe byłyby nie do opublikowania...

środa, listopada 01, 2006

Blogomania

Kolejny blog, który tworzę... Który już? Niech policzę... czwarty i pół :)

Czy to efekt postępującej blogomanii? Nie wiem, okaże się. Na razie czuję się zdrowa na umyśle, ale przecież żaden maniak nie powie o sobie inaczej, więc to nie jest miarodajna wskazówka.

W opisie dosyć jasno wypowiedziałam się na temat swoich zamierzeń związanych z tym miejscem w sieci. Postaram się tych założeń trzymać, ale ostateczny kształt będzie co dzień nadawało życie, ludzie i wszystko z czym się zetknę.

Zapraszam do czytania i ewentualnie wypowiadania się. To tyle w ramach wstępu :)