Dokarmianie przez klikanie

wtorek, maja 20, 2008

Czasem bywa tak, że od grudnia do maja...

...życie robi sobie z ciebie jawne jaja.

No, dobra. Fakt. Od grudnia. Ale przecież mamy już maj, chylący się powoli ku końcowi. Wystarczy jak na jedną rundę, czyż nie? Jasne, że złośliwie-realny refren brzmi:

Nie licz na fart, nie licz na fart,
To może być kolejny głupi życia żart.
Opanuj się, opanuj się,
Bo za tydzień może być zupełnie źle.

Ale przecież jesteśmy optymistycznie nastawione.

Dzięki, Krzyśki. Dzięki, Romek. Warto czasem pomyśleć, że nie ja pierwsza tak, choć to tylko piosenka. I nie ostatnia też, jak sądzę - ale to nie mój problem ;)

sobota, maja 17, 2008

Horror... horror... horror...

Nie, tytuł nie oznacza, że po raz n-ty obejrzałam "Czas Apokalipsy"...

Padł mi główny twardy dysk. Padł zupełnie i nieodwołalnie. Całkowicie. Wziął i umarł.
Tym, którzy wiedzą o co chodzi i z czym się to wiąże, nie muszę nic tłumaczyć. Tym, którzy nie wiedzą - i tak nie zdołam wytłumaczyć niczego.

Jutro może skończę wszystko stawiać na nowo... i może też przestanę myśleć o tym, co straciłam...

P.S. Nie wiem, czy kategoria "codzienność" to dobra kwalifikacja tego zdarzenia...

poniedziałek, maja 12, 2008

Lekko ponad, ale nic ponadto

Udane popołudnie miałyśmy wczoraj. Skończyło się dziś...
Teraz - lekko głupawe, ale za to bardzo miłe uczucie jakby lewitowania... Nie jakoś wysoko i spektakularnie, tak najwyżej ze trzy centymetry nad ziemią. I dobrze, bo unoszenie się wyżej mogłoby pozbawić nas odpowiedniego dystansu do rzeczywistości.

niedziela, maja 04, 2008

Zmęczone...

...ale tak przyjemnie :) Bo to był przecież dwu- i pół- dniowy odpoczynek. Ale intensywny w treści, dlatego ja jestem zmęczona, a stworek padnięty śpi i nieprędko wróci do zwykłej aktywności - może jutro?

Ja niestety muszę już dziś i przyznam, że dosyć niemrawo mi to idzie... Ale nic to - rozkręcę się w końcu.
Spędziłyśmy fajne półtora dnia z Ewą i Mateuszem, było przesympatycznie. Wypoczynek zakończył się wizytą na Nowym Świecie, gdzie mała najpierw "konwersowała" z panem od obsługi nagłośnienia (pan mówił przez megafon "raz, dwa, trzy, siedem", a Pimpi odpowiadała mu równie inteligentnie "hau, hauhau, hau, wrrr"). Wzbudzili oboje duże zainteresowanie publiczności.

Później było trochę gorzej - Nowym Światem szła parada wojskowa. A część wojska jechała niestety na tych przerośniętych psach. Dużo ich było, tych psów... Mała już nawet nie warczała, lecz chyba naprawdę się bała, więc wzięłam ją na ręce i z bezpiecznego zacisza bramy obserwowałyśmy wszystko.

Na koniec zakupy, powrót do domu, walnięcie się do łóżka, jeszcze parę minut książki i odpłynięcie w sen. Kac lekki, w normie. Teraz - do roboty, a małe niech odsypia wrażenia.

czwartek, maja 01, 2008

Pasjami...

...uwielbiam być budzona przez psicę o tej porze. Taki krótki konieczny spacerek w środku nocy. Dobrze, że zbyt często się to nie zdarza. Dobrze, że teraz noce są ciepłe. Dobrze, że mam puszkę piwa, która - wraz z książką - pomoże mi zasnąć ponownie.

Plany na weekend są takie, że będę pracować. Trafiło mi się bardzo ciekawe wyzwanie tematyczne, mnóstwo materiałów do przeczytania, a później sporo do napisania. Nie zamierzam jednak na tym poprzestać. Druga połowa dzisiejszego dnia już przewidziana jest na rozrywki - spotkanie, spacer, knajpka :) Później znów ma być praca, ale mam nadzieję więcej czasu niż zwykle spędzić poza domem, jeśli pogoda dopisze.
Ogólnie jednak plany mówią - spokojnie, miło, umiarkowanie. Zawsze, gdy mam takie plany, to z niepokojem myślę o tym, jak to naprawdę będzie... ;)