Dom
Dzisiejszy poranek przyniósł kolejne przemeblowanie, bo jednak coś było nie tak. Męczące - bo które to już z kolei, ale teraz jest tak, jak trzeba - nareszcie. Potem zakupy - nabyłam ostatnią rzecz, jakiej mi jeszcze brakowało: serwis na sześć osób, taki obiadowo-śniadaniowo-kawowy czyli załatwiający moje wszelkie w tym zakresie potrzeby.
Obie te sprawy poprawiły mi humor i dziś w końcu - po raz pierwszy od przeprowadzki, patrząc na zginane wichurą drzewa za oknem, pomyślałam: jestem w domu.
Mała leży obok biurka - na swoim dziennym posłaniu (bo przecież w nocy śpi ze mną). Wystarczy mi opuścić lewą dłoń i już wsuwam palce w jej futerko... Tak, jesteśmy w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz