Dokarmianie przez klikanie

piątek, czerwca 25, 2010

Skok cywilizacyjny

Męczyły się dwie istoty...


Darły cyklinami, drapakami, papierami ściernymi... Męczyły się jak potępieńcy - a dobrze i tak nie wyglądało.

Od wczoraj zmiana:
Bosch robi, a istoty teraz palą, sączą piwko i uśmiechają się zamiast męczyć... A efekt? No, masz! Re-we-la-cja! :)

środa, czerwca 16, 2010

Post 501

No, sama się dziwię, że pół tysiąca strzeliło... Miło, że nadal jesteście ze mną, z nami :) Ale do rzeczy...


Psica w domu raczej gnębi kocurka. Jak już kiedyś wspominałam, uznaje jego prawo do snu (byle nie w naszym łóżku), do jedzenia (byle ta micha nie była lepsza, niż jej), do korzystania z kuwety (dziwne są te koty) i do w miarę swobodnego przemieszczania się po mieszkaniu (byle nie za swobodnego, co by się kotu w łepetynie nie poprzewracało z nadmiaru swobody ;)

Stosunek Pimpi do Franza diametralnie zmienia się po wyjściu z domu. Po przekroczeniu progu to jest JEJ kocur i NIKT, a już szczególnie żaden obcy kundel nie będzie się gapił na JEJ kocura. O czymkolwiek więcej zresztą niż gapienie, żaden wstrętny obcy kundel nawet nie ma prawa pomyśleć, bo w łeb! JA, Pimpi z MOIM kocurem mogę sobie łazić, mogę z nim żreć trawkę, możemy być głaskani przez NASZYCH państwa- cała reszta precz!

Czy muszę dodawać, że po powrocie do domu... Tak. Po powrocie jest jak zwykle, czyli "spadaj futrzaku" :)

poniedziałek, czerwca 14, 2010

Warszawa, piąta rano

- Ale jak państwu się udało go nauczyć? Ja moje dwa usiłuję od dawna, ale niestety, jak dotąd - bezskutecznie...


- Myśmy go w ogóle nie uczyli. On tak sam z siebie...

P. S. Pytanie dotyczyło Franza prowadzonego na smyczy.
P. P. S. Franz z pieskiem pani pytającej (był to kundelek o gabarytach i wyglądzie zbliżonym do goldena, czyli raczej spore zwierzątko) zrobił śmiało spotkanie nosek-nosek, po czym poszedł dalej, aby wspólnie z koleżanką Pimpusią zażerać się trawką ;) Świetnie zresztą wyglądają pies i kot pasące się opodal siebie jak owce :)

sobota, czerwca 12, 2010

Spacerek

Wczoraj wieczorem poszliśmy z F. na spacer. Tylko z F., bo mała rozwaliła sobie łapkę ganiając za patyczkami i ma chwilowy zakaz opuszczania koszar - do wyzdrowienia łapki.


Sprawdziliśmy, czy Wisła opadła (opadła, a jakże), czy da się łazić już nad nią (nie da się, podłoże się ugina, lepiej nie), jak w ogóle tam jest (byle jak i brudno)...

A potem było pięknie... ławeczka. Kocurek wzbudza wielką sensację :) Na końcu było jeszcze piękniej - oboje z kocurkiem leżeliśmy na takim wysokim murku i gapiliśmy się na świat, a K. nas eskortował :) Znaczy najpierw nas na tym murku umieścił, a potem pilnował, żebyśmy za bardzo nie rozrabiali.

P.S. K. wczoraj wtłukł mi dwa razy w bilard. Nie lubię go, nie lubię... Też mu kiedyś wtłukę, zobaczycie. Jak ze sto lat potrenuję ;)

piątek, czerwca 11, 2010

Franz vs. komary

Najkrócej: gdyby nie on, to dawno by nas zeżarły.


W końcu u nas, nad Wisłą, wśród parków, są wręcz (one, te komary) niepokonane. I nie mówcie mi tu o chemikaliach. Komar jest jak włamywacz - gdy wprowadzają nowy zamek na rynek, on już wie, jak go otworzyć. Jak szczepionka przeciwgrypowa... zawsze robiona na grypę sprzed sezonu. Czyli chemikalia im nie szkodzą, może trochę rozśmieszają (nie wiem, czy owady się śmieją, ale gdyby się śmiały, to by się śmiały).

Franz natomiast działa na komary z tego sezonu, tu i teraz. Co im zrobił? A pozabijał je wszystkie :)

poniedziałek, czerwca 07, 2010

A wszystko miało być źle...

Po wczorajszym widać, że nie zawsze w życiu jest źle, zamiast pięknie - czasem bywa odwrotnie (inna sprawa, że rzadko tak bywa, ale nie o tym chcę tym razem mówić ;)


Wczorajszy wieczór miał być osobny, smutny, żaden. Jeden telefon w jednej chwili to zmienił: wieczór okazał się być wygrany do wspólnego wykorzystania. Normalnie pewnie zostalibyśmy w domu, ale te darowane godziny dodały nam fantazji i...

...wspaniale było siedzieć z całym zwierzyńcem na ostatnim suchym schodku nad Wisłą i przypominać sobie tę pierwsza noc i gadać z ludźmi i piwo sobie sączyć. Piękna noc nad rzeką.

A tak przy okazji, to jeśli chodzi o Pimpi - wiadomo - dla niej wszystko jest oczywiste, nie boi się niczego, nikogo i nigdy. Ale Franz - o, kurcze, jesteśmy pod wrażeniem. Jeśli macie koty, to zwizualizujcie sobie, jak zachowywałyby się o 30 centymetrów od kłębiącej się wody. A Franz był zaciekawiony i spektakl nurtu wyraźnie go fascynował. I to wszystko, żadnej paniki, żadnego marudzenia, czysta radość z odkrywania tajemnic świata :) F. niewątpliwie fizycznie jest kastratem, ale psychicznie to ma jaja większe, niż miewają zwykle koty :)