Dokarmianie przez klikanie

czwartek, listopada 30, 2006

...

Stoi się czasem na chwiejnej pochylni o rozmiarach znaczka pocztowego. Każda droga z niej prowadzi w przepaść. Krzyczy się do Boga z pretensją o jego zdradę. Szuka się wyborów między najskuteczniejszymi sposobami. Prosi się świat o chwilę uwagi. Wychodzi się z decyzją.

Ale w tym wszystkim zapomina się wrzucić komórkę do mikrofali. I czyjaś obecność przypomina, że nie tylko siebie zabrałoby się... tam. Tyle. A potem się wraca. Z lekkim uczuciem porażki. I cieniem nadziei... do której nawet przed sobą trudno się przyznać. Przecież miało nas już tu nie być. Żyjemy.

Ale nie pytajcie mnie dziś, czy warto...

środa, listopada 29, 2006

Znów chwalę Google

Samą siebie zaskoczyłam wczorajszym tempem pracy. Otóż w ciągu sześciu godzin zrobiłam STRONĘ z ośmioma podstronami.

Oczywiście miałam gotowe teksty (prawie wszystkie, musiałam je tylko trochę przeredagować, jeden dopisać) i jasną koncepcję, stworzoną poprzedniego wieczora. Niemniej i tak jestem pod wrażeniem...
...komfortu pracy oferowanego przez GPC czyli Google Page Creator'a. Bez niego postawienie takiej strony w takim czasie byłoby absolutnie niewykonalne, nawet dla najsprawniejszego webmastera. Wiem, bo konsultowałam z fachowcami.

P.S. Dziś rano dołożyłam jeszcze dwie podstrony przy kawie, ot - taka poranna rozrywka ;) Wypróbujcie to narzędzie, gorąco polecam.

wtorek, listopada 28, 2006

Nowe linki

Wczoraj dodałam link do niezłego ZESTAWIENIA darmowych programów - podzielono je na kategorie, a wcześniej sprawdzono.

Dziś do przydatnej strony, generującej nam ADRES e-mail o dziesięciominutowej ważności - jak bardzo może to się przydać, wiedzą wszyscy zasypywani spamem.

poniedziałek, listopada 27, 2006

Wildlife

No to mamy nowy tydzień, z którym wkroczymy w ostatni miesiąc roku... Będzie dobrze :)

A do porannej kawy dziś proponuję piękne FOTOGRAFIE zrobione przez dobrego fachowca. Miłego tygodnia i miłego oglądania.

niedziela, listopada 26, 2006

Sałatka bez nazwy - cd.

Tym razem przyrządzanie zaczęło się od rozczarowania.

Gdy wczoraj otworzyłam puszkę z warzywami, na wierzchu zobaczyłam warstwę kiełków, pod nią warstwę bambusa, niżej rzodkiew i chili. Później, tak w połowie znów pojawiły się kiełki, więc w swojej naiwności sądziłam, że warstwy się powtórzą... nic bardziej mylnego - do końca były już tylko kiełki, o czym przekonałam się dziś.

A teraz przepis na sałatkę z tego, co było w domu jadalne:

1. Bierzemy resztę tuńczyka i kiełki, odlewamy, wsypujemy do miski.
2. Ścieramy na tarce o dużych oczkach do tejże miski kawałek sera żółtego - taki wielkości paczki zapałek, dodajemy pokrojony w wąskie paski plaster szynki.
3. Polewamy trzema łyżkami naturalnego jogurtu, dodajemy spora łyżeczkę majonezu, sól i czarny pieprz w ilościach dowolnych, ostrą paprykę w ilości dużej i szczyptę gałki muszkatołowej dla aromatu.
4. Mieszamy bardzo dokładnie, odstawiamy, zapalamy papierosa, żeby nas nie kusiło ruszać i gdy go zgasimy, możemy już jeść. Moim zdaniem ta sałatka jest lepsza, niż wczorajsza.

P.S. Proszę bez komentarzy o szkodliwości palenia. My - palacze - mamy tę wiedzę w małym palcu, a innym ona niepotrzebna i tak. Poza tym to nie jest blog o zdrowym trybie życia, tylko o normalnym :)

Dzień dobry :)

Dziś na początek świetne zdjęcia OWADÓW oraz wkurzonej NATURY.

sobota, listopada 25, 2006

Tyle dziennie to już spam...

...ale mój dostawca rzeczy mądrych, śmiesznych lub tylko ciekawych znów COŚ mi podrzucił.

Byłabym świnią, gdybym wam tego nie pokazała. Czyż nie?

Wsi sielankowa...

Przemieszkuję teraz na wsi, więc mam takie widoczki na przykład...



Albo takie:


Nowa kategoria i potrawa bez nazwy

Właśnie sobie uświadomiłam, że od wczorajszego obiadu nic nie jadłam, czyli przez ponad dobę...

Przepis na szybką sałatkę dla jednej osoby (właśnie wymyśliłam, właśnie jem, jest całkiem jadalna i historyczna, bo zapoczątkowuje nową kategorie):

1. Wrzucić do miski połowę zawartości puszki tuńczyka w oliwie i połowę zawartości puszki warzyw orientalnych (kiełki soi, pędy bambusa, mini kukurydza, chili i japońska rzodkiew) - jedno i drugie bez zalewy oczywiście.
2. Dodać trochę fety pokrojonej w kostkę (tak 2-3 łyżki) i wymieszać trochę widelcem to wszystko.
3. Na wierzch dać trzy łyżki majonezu, posypać go dużą ilością sproszkowanego czosnku, białego i czarnego pieprzu oraz ostrej papryki i niewielką - soli, kurkumy oraz imbiru.
4. Znów wymieszać, tym razem porządnie i zostawić w cholerę na pięć minut, chyba że nie jedliśmy od doby - to wtedy na trzy (no dooobra, łżę strasznie - czekałam minutę ;)

Smacznego wam życzę, ja już nic nie mam, bo pisząc tę notkę, uporałam się ze swoją porcją...
Ale zostało jeszcze po pół puszki tuńczyka i warzyw, więc jutro zrobię z nimi coś zupełnie innego i też dam wam przepis :)

Uff... nareszcie...

...witajcie, drodzy moi. Wiecie co?

Właśnie usiadłam sobie wygodnie, sama w mieszkaniu; przy szeroko otwartych drzwiach na taras, bo pogoda przepiękna; w stroju lekko niedbałym, z drinkiem z żubrówki i soku jabłkowego, z ulubionym papierosem; założyłam słuchawki, słyszę w nich głos mojego mężczyzny...

Kochani... no jest super - to najwłaściwsze słowo. Można pracować, można odpocząć - jest cudownie. Bardzo na to czekałam - chciałam się w ten sposób zrelaksować i w zasadzie już czuję się zrelaksowana.
Wolałabym oczywiście, aby M. był tu obok, ale to niemożliwe tym razem, lecz jesteśmy tak blisko, jak się daje w tych warunkach i jest nam naprawdę dobrze.

Dziś jest taki dzień dla psyche, a jutro mam zamiar poświęcić trochę czasu soma, używając tych wszystkich babskich sztuczek łazienkowych i kosmetycznych, aby - kiedy już się wreszcie spotkamy - ponownie poderwać mojego M., tym razem wezmę go na urodę ;)

Nowy link

Dodałam nowy link do LITERATURY przez pocztę.

Zamawianie książek jest proste i szybkie. Wchodzicie na stronę, przeglądacie dostępne książki (trochę tego jest, głównie klasyka); ustalacie częstotliwość, z jaką chcecie otrzymywać kolejne przesyłki oraz godzinę, o której mają się pojawiać i adres, na jaki chcecie je otrzymywać. Po chwili przychodzi list z linkiem potwierdzającym, a potem już tylko przesyłka z pierwszą częścią - to już koniec procedury.

piątek, listopada 24, 2006

Miało już dziś nic nie być...

...ale.
Ale tak fajnie się przy TYM bawiliśmy... Aż szkoda się nie podzielić :)

Tako rzecze Alicja...

Part 1.
- Alicjo, a czego nie lubisz?
- Smoków, much i dewotek...

Part 2.
Alicja w przestrzeń:
- Bo niektóre panie to nie chcą mieć dzieci i nie mają... A ja tak bardzo, bardzo, bardzo chciałabym mieć dziecko. I ciągle nie mam...

P.S. Alicja ma lat 6 :)

CANstructions

Zrobiłam dziś mnóstwo pożytecznych rzeczy i w związku z tym mam dobry humor, czego i wam życzę.

W końcu mamy już weekend i choć dla mnie będzie on bardzo pracowity, to mam wrażenie, że udany, czego wam również życzę, szczególnie tej drugiej części - pracowity nie musi być.

A na koniec spójrzcie jakie fajne rzeczy ludzie robią z PUSZEK :)

Psucie stworzonek ;)

Dzień dobry, miłego dnia wam życzę, a do obejrzenia na początek - całkiem sporo "popsutych zwierzaczków". Niektóre FOTOMONTAŻE są wręcz brzydkie, inne wręcz piękne, sami oceńcie.

Mnie najbardziej podoba się ostatnie zdjęcie - prawie można uwierzyć, że z jajka wykluje nam się coś tak słodkiego ;) Miłego oglądania.

czwartek, listopada 23, 2006

Mapki jakie są...

Pamiętacie mapkę, do której link publikowałam niedawno? Amerykańscy republikanie też mają swoją MAPKĘ.

A TU znajdziecie mapki różnego rodzaju, choć uprzedzam - najłatwiej będzie poliglotom ;)

:)

Dawno nic nie łowiłam w sieci, ale przed chwilką mi się udało, więc wrzucam wam te ZWIERZAKI - taka mała porcja uśmiechu do porannej kawy :)

Newsy z frontu

Nie jest źle - od wczoraj net działa jak należy.

Tak przy okazji gratuluję krakowskiej firmie Zax pomysłu na ściąganie należności... komunikat, który ukazuje się zamiast każdej oczekiwanej strony i stopniowe odbieranie kolejnych możliwości są w najwyższym stopniu wkurzające i nie wyobrażam sobie opornego klienta, który wytrzyma dłużej niż 3 dni. Tym bardziej, że z każdą upływającą dobą jest coraz gorzej i coraz trudniej... Myślę, że owa firma nie ma zbyt wielu dłużników ;) Co więcej - wiem, że opinię ma dobrą, bo podobno o regularnie płacących dba jak mało kto.

Alicja ma się coraz lepiej, co już nie jest li tylko naszą obserwacją, lecz potwierdziła to wczoraj jej osobista lekarka. Ja jednak zostaję tu do niedzielnego wieczora lub poniedziałkowego poranka, mając przez sobotę i niedzielę całkiem wolną chatę, której odpowiednio nie wykorzystam, a szkoda... Ale za to popracuję ostro, przynajmniej taki mam zamiar.

Wczoraj po raz pierwszy opuściłam twierdzę, w której jestem poniekąd zamknięta (nie jestem, ale wyjść w ciągu dnia nie mogę, a wieczorem to już nie mam po co) i zrobiłam sobie zakupy. Same niezbędne do normalnego funkcjonowania rzeczy: papierosy, piwo, kawa, słodycze... eh, zdrowy tryb życia - lubię to ;)

wtorek, listopada 21, 2006

Milczę, bo...

...miałam wspaniały i zbyt krótki weekend
...po nim musiałam wskoczyć na jedną noc do mieszkania mamy i zabrać parę rzeczy
...następnego dnia leciałam tu znów bladym świtem
...moja codzienność to teraz godziny posiłków małej i godziny podawania lekarstw
...tutejszy dostawca internetu domaga się kasy i wyrzuca na każdej stronie komunikaty i to bardzo utrudnia korzystanie z sieci
...tak w ogóle to i tak tego dostępu mam mniej niż normalnie, bo muszę się nim dzielić z dwiema-trzema osobami
...pracuję niestety mniej, niż zazwyczaj (powody jak wyżej), choć roboty mam znacznie więcej, niż normalnie
...życie wokół też się uwzięło i pędzi oraz domaga się uwagi i wszyscy nagle czegoś chcą, a ja teraz nie mam czasu - ani chwili

To już wiecie - tak pokrótce - jak jest. I jak będzie - chyba do piątku, a na pewno do jutrzejszego wieczora, bo jak zwykle nic nie jest do końca pewne.

I bardzo dziękuję mojemu kochanemu M., że w tym wszystkim jest jedynym, który znacznie więcej daje, niż bierze i dzięki któremu jakoś się trzymam, zamiast planować strzelanie do tłumu, bo i takie myśli już miałam... Jak to dobrze, że jest. Że aż jest.

piątek, listopada 17, 2006

Marzenia się spełniają :)

Przed kwadransem było: "już dojeżdżam", przed chwilą: "już pędzę, już lecę", za chwilę będzie dzwonek domofonu... i wam też życzę udanej nocy ;)

To dopiero ta godzina?

Jejku... spojrzałam na zegarek i zdziwiłam się, że jest tak wcześnie.

Bo między innymi dziś zdążyłam:
wypić trzy kawy, przejechać wzdłuż całe miasto, dać dziecku dwa razy lekarstwo, nauczyć dziecko fajnego programu do maziania obrazków, zrobić mały prawny researching, zainstalować trzy programy, odbyć z moim M. trzy długie rozmowy przez telefon i GT, posunąć wydatnie do przodu prace nad "wściekniętym plikiem", zrobić parę zdjęć (mam nadzieję, że dobrych - się okaże), wysłać ileś tam e-maili, ponegocjować z panami od prostowania tarasów (cokolwiek to znaczy), zrobić obiad, pozmywać naczynia, trzy razy się przebrać, wypalić w przerwach furę papierosów...

I dopiero trzynasta?

czwartek, listopada 16, 2006

Bóg. Google. Alicja.

Już nastawiłam budzik na kosmiczną 4:30 i jutro rano znów wybywam na drugi koniec miasta robić za nianię Alicji.

Tym razem, jako o element wynagrodzenia - nauczona ostatnim doświadczeniem - poprosiłam o zainstalowanie Firefoxa. Już mam obietnicę, że będzie :)
Przerzuciłam to co mam do zrobienia do netu przy pomocy mojej ostatniej fascynacji czyli googlowych DOCS. Tak przy okazji - rewelacja, polecam wszystkim, którzy muszą korzystać z obcych komputerów, czy też pracować przy jakimś dokumencie grupowo.

Boże, dziękuję, naprawdę bardzo Ci dziękuję za Google, niech prosperują szczęśliwie, dopóki będę żyła i niech robią więcej takich fajnych rzeczy, z których mogę sobie korzystać.

Kto wie, czy moje nianiowanie (z krótką przerwą niedzielną) nie przeciągnie się aż do przyszłego piątku... ale nie wpłynie to w żaden sposób na moje pojawianie się tu, czy funkcjonowanie "kulinarnego", wszystko pod kontrolą - zaglądajcie :)

Z Herkulesem w zawody ;)

Myślcie o mnie ciepło... przyda mi się.

Właśnie zasiadłam nad ośmiusetkilowym plikiem tekstowym, który trzeba poprawić. Jest rozwalony całkowicie, ma resztki dziwnych formatowań, nie ma polskich znaków (choć powinien, bo jest po polsku) - czasem zamiast nich ma robaczki, a czasem litery bez znaków diakrytycznych. Poza tym jest napisany niejednolicie, a przy okazji tej pracy dobrze byłoby napisać go według spójnych zasad.

Dla wyjaśnienia dodam, że są to moje przepisy kulinarne, które kiedyś istniały w sieci na mojej stronie. Potem strona się wysypała i to bardzo poważnie - ten plik to część jej zawartości.
Kiedy się z tym uporam (dobre pytanie - kiedy?), będę miała furę przepisów na blog kulinarny. Bo wiecie, 800 KB samego tekstu to książka... gruba książka...

No to muzyka na full i do roboty ;)

środa, listopada 15, 2006

Na dobry początek dnia

Spójrzcie, jaki piękny jest ŚWIAT.
I - oczywiście - zwróćcie uwagę, jak wspaniale można go pokazać :)

U góry tej strony jest link "here" - po kliknięciu nań można obejrzeć jeszcze więcej równie pięknych fotografii, choć te podobno są najpiękniejsze.

P.S. Uwaga - strona uzależnia! Właśnie ktoś mi powiedział, że można tak siedzieć i bez końca klikać i oglądać coraz to nowe...

wtorek, listopada 14, 2006

Kolejna wyszukiwarka Google

Dodałam właśnie do linków nową wyszukiwarkę Google SEARCHMASH - różni się ona sposobem prezentacji wyników.

Co robi nowa wyszukiwarka:

  • wyrzuca osobno - z prawej strony - wyniki z Wikipedii (trzeba rozwinąć panel)
  • na dole strony prezentuje znalezione obrazki (znajduje je dla każdego zapytania, bez konieczności proszenia ją o to specjalnie)
  • pod każdym z wyników umieszcza (pod zielonym linkiem) menu z kopią strony, możliwością wyświetlenia z niej większej ilości wyników oraz możliwością wyświetlenia w nowym oknie
  • z prawej strony mamy też możliwość oceny nowej wyszukiwarki

O nowej wyszukiwarce dowiedziałam się z newsów na stronie DOBRE PROGRAMY - zresztą tę stronę też polecam. Jest przyjazna oraz bogata w treść i download.

poniedziałek, listopada 13, 2006

Schizofrenia

Dziś robię za grafika. Nie byłoby w tym nic złego, ani męczącego - robota jak każda inna.

Problemem jest to, że robię również za klienta grafika. Czepiam się o wszystko, stoję za plecami, wtrącam się, ponaglam i marudzę... W końcu logo to poważna sprawa...

No więc robię za tego grafika, a ta wstrętna baba stoi mi za plecami, wszystko wie lepiej, pospiesza, wybrzydza, czepia się i myśli, że wie lepiej. Wielka rzecz logo...

Jeśli na koniec będę negowała cenę, którą sobie podam, to niech ktoś zadzwoni po pogotowie. I kaftan... niech koniecznie wezmą kaftan ;)

niedziela, listopada 12, 2006

Leniwa niedziela

Nie dla mnie co prawda, bo cały weekend mam pod znakiem pracy, ale dla większości pewnie tak.

Żeby więc wszystkim było jeszcze milej, dziś złowiłam w sieci zabawne FOTKI oraz dwie wersje utworu "Karma Police" zespołu Radiohead, której to piosenki słucham wręcz nałogowo od pewnego czasu - TELEDYSK i wykonanie z KONCERTU (osobiście wolę tę drugą).

Gwoli jasności dodam, iż piosenki tej słucham nałogowo, lecz nie dlatego, że z kimś lub czymś mi się kojarzy i jakieś wspomnienia przywołuje, czy coś w tym rodzaju. Nie - tylko i aż dlatego, że działa na mnie speedująco i ogólnie energetyzująco, dlatego od czasu do czasu muszę po prostu przyjąć dawkę i już ;)

piątek, listopada 10, 2006

Camele... ;)

Nie myślałam, że napiszę dziś jeszcze jedna notkę, ale spójrzcie, co znalazłam w sieci.
Przyjrzyjcie się temu ZDJĘCIU bardzo uważnie (zresztą jest opis). Niezłe, prawda?

Optymistycznie, a czemu nie?

No, cóż... a jednak ten dzień miał przynieść jeszcze jedną złą wiadomość. Przyniósł, nawet bardzo niepomyślną.

Ale przecież można spojrzeć na to tak: z każdą taką wiadomością jestem bliżej do przełamania się wreszcie złej passy. Bo nie tylko to co dobre, nie trwa wiecznie. To co złe też. I to jest dobra wiadomość.

A ten wpis dedykuje wszystkim, którym dziś coś się nie udało. Uszki do góry. Będzie dobrze :)

Przygody, grrr...

Wstałam o piątej rano. Wczoraj K. poprosiła mnie o przyjazd do niej i posiedzenie z jej chorą córką w czasie, gdy K. będzie załatwiać sprawy. Mieszkają dokładnie na drugim końcu miasta, prawie w Balicach, więc stąd ta wczesna pobudka. Wstałam, dojechałam, po drodze pstryknęłam parę fotek...

Z moim ukochanym M. wypiłam wcześnie poranną kawę i umówiłam się na jeszcze chwilkę rozmowy przez net o 9, miałam odezwać się już stamtąd. Byłam na miejscu o 8:45, K. siedziała przy stacjonarnym, więc wskazała mi notebook. Odpaliłam i czekam, czekam, czekam... kiedy wreszcie udało mi się zalogować na czat gmaila, była... 9:17. Tak. Trzydzieści dwie minuty... Myślałam, że oszaleję. I ja narzekałam, że mam zły i przestarzały sprzęt? Nie wiedziałam, co mówię...
Problemy z edycją blogów z nieswojego komputera, to osobny rozdział, ale wspomniałam już o tym na "Ona i On", więc tu sobie już daruję.

M. oczywiście dawno już nie było w sieci, gdy ja się w niej zjawiłam, nie mógł tyle czekać. Ale zostawił mi chociaż notkę na blogu i przysłał smsa, więc nie jest aż tak źle.

Niech reszta dnia będzie już udana, ja proszę...

czwartek, listopada 09, 2006

Szczęśliwa, bo doceniona

Przed chwilą wrzuciłam przeróbki dzisiejszych fotografii na fotobloga i poinformowałam paru moich osobistych krytyków, że jest nowa porcja fotek do oceny.

Po chwili:

16:58 PAN X: to zrobione z fotografii jest?
16:58 JA: tak, wszystko
16:58 PAN X: niewiarygodne
16:58 JA: :) dzieki, to najwiekszy komplement

Dodam tu, że również był to chyba najsympatyczniejszy moment dnia, bo naprawdę zrobiło mi się bardzo, bardzo miło :)

Reinstalka

...i po reinstalce. Parę godzin wyrwanych z życiorysu, ale już ok.

Na szczęście straty minimalne, przepadł mi jeden plik z pracą. Do odtworzenia - znów parę godzin. Mogło być gorzej. Ale ponieważ od paru miesięcy nie dowierzam już swojemu komputerowi, więc i niewiele straciłam. Niech żyje przezorność i nieufność.

A teraz wracam do pracy, czyli do zainstalowania paru niezbędnych do codziennego funkcjonowania programów.

Taka mapka

Dziś rano na gg czekał na mnie ciekawy adres od mojego przyjaciela, który wędrując nocami po sieci, od czasu do czasu podsyła mi coś fajnego, abym sobie obejrzała przy porannej kawie.

Dziś czekała na mnie MAPKA...
Fajnie byłoby napisać, że to dobry dowcip... Cóż, każdy odbiera takie rzeczy po swojemu. Ja osobiście mam - większą niż zwykle ochotę - wyjechać. Gdzieś tam, gdzie lód, tundra czy las...

P.S. Drogi mój dostawco tych czasem zabawnych i często mądrych rzeczy sieciowych! Wiem że czytasz, więc wybierz sobie jakieś pseudo, będzie mi wygodniej cię nazywać bez dekonspirowania ;) Pozdrawiam i dziękuję.

środa, listopada 08, 2006

1f u c4n r34d th1s u r34lly n33d t0 g37 l41d

Pobuszowałam dziś w przerwie po sieci i znalazłam TU parę tekstów.
Jeden posłużył mi jako tytuł. A oto inne:

Walentynka od geeka:
Roses are #FF0000, Violets are #0000FF. All my base belongs to you.

Przy klawiaturze:
Press any key to continue or any other key to quit...
Enter any 11-digit prime number to continue...

Czy ktoś jeszcze pamięta DOS-a?
C://dos
C://dos.run
run.dos.run
Why doesn't DOS ever say: "EXCELLENT command or filename"?!

Kto jest winien?
I'm sorry, our software is perfect. The problem must be you.
Computers can never replace human stupidity.

Wznieśmy się ponad to:
Black holes are where God divided by zero.
Cannot find REALITY.SYS. Universe halted.

P.S. A to wrzucę zaraz do swojej sygnaturki na pewnym forum i może jeszcze gdzieś... Pasuje do mnie:
I'm not anti-social; I'm just not user friendly. ;)

Nie boję się "zapeszania"...

...więc mogę napisać, że dziś - jeszcze ledwo odczuwalnie, ale jednak - czuję się lepiej. Tak jakby poprzedniej nocy był kryzys i od tej chwili jakoś tak powoli, ale do przodu.

Ostatnio za wiele było stresów, za wiele problemów, zbyt dużo na raz zwaliło mi się na głowę. Osłabiony organizm musiał się poddać głupiej chorobie. Ale skoro ona się kończy, to już będzie dobrze - też tak stopniowo - ale ze wszystkim.

Nawiasem mówiąc - różne liczniki poziomu stresu, które usiłowały mnie podliczyć za ostatni rok (choć powinny za dwa ostatnie lata), zwariowały, poddały się i piszczą cichutko gdzieś po kątach, że z cyborgami nie gadają ;) I dobrze, tak ma być.

wtorek, listopada 07, 2006

Uff... przenosiny skończone

W zasadzie w tytule mieści się wszystko.
We dwójkę uporaliśmy się z przenosinami blogów na nowe miejsca, poinformowaliśmy czytelników, stworzyliśmy przy okazji dwa nowe blogi... Teraz pozostaje znów tylko robić swoje - jak miło :)

Mantra

Od pewnego czasu narasta we mnie niezgoda na stan rzeczy, który zdominował większość aspektów mojego życia. Narasta bunt przeciw temu, co się dzieje. Narasta gniew.

Nie ma to nic wspólnego z frustracją bezsilnego miotania się. Zaczynam czuć siłę do przeprowadzenia zmian - radykalnych, trudnych, bolesnych, ale koniecznych. Czuję potrzebę burzenia struktur, ale nie w akcie bezmyślnego wandalizmu. Chcę zburzyć, aby uzyskać miejsce na budowę czegoś nowego, lepszego.

W związku z tym taka "mantra" na najbliższe dni:
Uda mi się, bo tak dalej być nie może. Uda mi się, bo chcę. Wszystko mi się uda, bo nie jestem tu za karę.
Najpierw wyzdrowieję, a potem będzie już tylko lepiej. Będzie. Musi.

I niech mi nikt nie próbuje wmówić, że się nie uda. Tak więc wszyscy defetyści precz ode mnie. Za często ostatnio dochodziliście do głosu, ale z tym też już koniec.

No, i od razu mi lepiej :)

poniedziałek, listopada 06, 2006

Przenosiny

Przenoszę zawartość swojego bloga kulinarnego. Kopiuj, wklej, kategoria, kopiuj, wklej... i tak w kółko. Może bym od tego i zwariowała, ale na szczęście po pięćdziesięciu przepisach okazało się, że koniec tego dobrego. Więcej nowych wpisów blog dziennie nie przyjmuje. No i świetnie - skończę jutro i będzie pięknie, a teraz wezmę się za coś innego, co nie jest aż tak ogłupiającym zajęciem :)

niedziela, listopada 05, 2006

Takie jedno zdanie

Siedzimy połączeni GT, rozmawiamy umiarkowanie, bo ty jednocześnie pracujesz, ja coś czytam, czegoś szukam...
I nagle ty, oddalony o wiele kilometrów, a przecież tak bardzo obecny - tym mruczeniem, stukotem klawiatury, dźwiękami twojego domu, mówisz:
- Jak dobrze się przy tobie pracuje, tak jakoś lekko to wszystko idzie...
Tak, wiem. Mnie przy tobie też. Wiem, co masz na myśli. Ale jak dobrze to usłyszeć...

Wróciłam...

...z chmurek. Z takich fajnych, puszystych, najmilszych chmurek dwudniowych spadłam prosto w deszcz, wiatr i przyziemne problemy codzienności.

Od pół roku ze zmienną częstotliwością, co tydzień, co dwa - wbijam się w te chmurki i twoje objęcia, aby potem znów spaść na ten łez padół. Ale nie przyzwyczaiłam się do tego. Powrót zawsze jest przykry i na swój sposób zaskakujący: jak to, znów tutaj, znów to samo?
Nie przyzwyczaiłam się do naprzemiennych cykli tęsknoty i radości. Do pożegnań też nie, choć tak łatwo przyzwyczaiłam się do miejsca w chmurkach i pocałunków na powitanie.
Moje dłonie od pierwszej chwili przyzwyczaiły się do miejsca w twoich, a przyzwyczajenie do budzenia się obok ciebie przyszło z pierwszym wspólnym porankiem...

No i dobrze. I tak ma być. Przyzwyczajać się łatwo do tego, co dobre i nie godzić na to, co złe. I to dotyczy nie tylko życia chmurkowego - dotyczyć powinno życia w ogóle.

piątek, listopada 03, 2006

Kosmetyka

Męczę się nad wyglądem bloga - stąd milczenie, bo po co opisywać to, co wyprawiam. Najogólniej wygląda to tak, że połączona gorącą linią Google Talk z fachowcem - zmieniam, ustawiam, nadpisuję. Dobrze, że to nie podcast, bo efekty dźwiękowe byłyby nie do opublikowania...

środa, listopada 01, 2006

Blogomania

Kolejny blog, który tworzę... Który już? Niech policzę... czwarty i pół :)

Czy to efekt postępującej blogomanii? Nie wiem, okaże się. Na razie czuję się zdrowa na umyśle, ale przecież żaden maniak nie powie o sobie inaczej, więc to nie jest miarodajna wskazówka.

W opisie dosyć jasno wypowiedziałam się na temat swoich zamierzeń związanych z tym miejscem w sieci. Postaram się tych założeń trzymać, ale ostateczny kształt będzie co dzień nadawało życie, ludzie i wszystko z czym się zetknę.

Zapraszam do czytania i ewentualnie wypowiadania się. To tyle w ramach wstępu :)