Po wczorajszym
Wczoraj byłam zmuszona udać się do pewnej, dosyć oddalonej ode mnie - firmy.
Zabrałam więc małą i po raz pierwszy od powrotu do Warszawy postanowiłam skorzystać z komunikacji miejskiej. Pimpi - do czego już mnie przyzwyczaiła - znów zachowywała się wzorowo. Nie jak pies, który pierwszy raz w życiu jechał autobusem, lecz jak pies, dla którego takie jazdy to codzienność od zawsze :)
Antraktem wyprawy stała się szybka kawa u Ewy, później przyszedł czas na interesy, a następnie czas na rozrywki - baaardzo długi spacer do Pól i po Polach Mokotowskich. Było coś dla mnie (duże piwo i gazety w ogródku Lolka) i coś dla niej (woda, psy, ganianie, patyczki, szaleństwo).
Wracałyśmy zadowolone, ale ledwie się wlokąc, bo nie jesteśmy przyzwyczajone do tak długich pieszych spacerów (ten w święta to była ledwie jedna czwarta wczorajszego, a i tak był męczący). Pimpi do dziś nie wykazuje zainteresowania opuszczaniem domu. To się nazywa zmęczyć stworka...
Ona jeszcze tego nie wie, ale dzisiaj też nas czeka parę kilometrów do pokonania, niech się tylko obudzi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz