Oh, miaaau...
Dziś udało mi się obudzić o siódmej, co samo w sobie jest wielkim osiągnięciem.
Ostatnio bowiem zahaczałam o godziny przedświtowo jeszcze ciemne... No i wkurzyło mnie to. Lubię budzić się wcześnie, ale nie aż tak. Wczoraj więc wieczorem wypiłam kawę, nawet film obejrzałam, żeby jak najpóźniej położyć się spać, ergo - później się obudzić.
Nie przewidziałam jednakowoż, że o 22. zacznie się spontanicznie zmontowana przez internet impreza u mnie i że to dopiero ona naprawdę nie pozwoli mi zasnąć. Niemniej najważniejsze, iż efekt został osiągnięty... inna sprawa, że za cenę lekkiego kaca. Ale podobno nie ma nic za nic, miaaau ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz