Normalne...
...że zazwyczaj w czasie problemów nie piszę, do tego wszyscy się już chyba zdążyli przyzwyczaić.
Normalne jest i to, że od czasu do czasu daję jednak głos, aby wrogowie przedwcześnie nie cieszyli się moim hipotetycznym nagłym zejściem z tego padołu nieszczęść wszelakich; przyjaciele bowiem i bez tego wiedzą, że żyję.
Co się dzieje? A nic, uganiam się za zleceniami, żyję skromnie i czekam. W końcu już tyle razy było kiepsko, że zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Gdybym poszła na etat, to nie miałabym ani tych problemów, ani tej wolności. Coś za coś, to też normalne.
Wiosna się budzi po cichutku, więc wyłazimy z małą na coraz dłużej z norki i eksplorujemy dzielnicę. Po knajpkach nie łazimy, ale za to wieczorem, już w łóżku - pogryzamy sobie smakołyki i jest fajnie. Przeszła mi już ta pierwsza panika, więc traktuję nadmiar wolnego czasu jako przymusowy urlop - luz i nadrabianie tego, na co nie znajdowałam wcześniej ani chwili.
Będzie dobrze, zawsze się prostowało - wyprostuje się i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz