Problemy chodzą parami?
Bzdura. To by było nawet fajnie, gdyby tylko parami. Chodzą zorganizowanymi drużynami... niech je szlag...
Ostatnie dni:
- czekanie na kasę (to już w zasadzie nie jednorazowy problem, lecz stan permanentny)
- zaleganie z opłatami za mieszkanie i rachunki (powód: patrz wyżej)
- większość stron mi się nie wczytuje (to na szczęście incydentalne, lecz wkurza i przeszkadza w pracy)
- wczoraj w ciągu dnia miałam wolnego czasu dla siebie jakieś trzy minuty (tyle co pół papierosa, stąd wiem - poza tym zasuwałam jak głupia)
- w nocy zachorowała Pimpi, myślałam że to chwilowy problem; rano okazało się, że nie - telefon do weterynarza, wizyta na kredyt (bo przecież czekam na kasę), trzy zastrzyki, lekarstwo, jutro czeka mnie kolejna, pojutrze jeszcze jedna wizyta; wkurzenia własną bezsilnością nie liczę w tym wszystkim...
Ja nie wiem... już tu kiedyś pisałam, że chyba jestem cyborgiem. I jestem, bo normalnego człowieka to by już dawno cholera wzięła, a ja żyję. Ile jeszcze?
Czego chcę? Drobiazgu. Wziąć zdrowego Pimpiaka na sznurku ze sobą i iść się uchlać gdzieś w kątku, żeby przez jakiś krótki pijano-kacowy międzyczas nie myśleć. Tyle. Niewykonalne póki co. Niech to szlag...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz