Dokarmianie przez klikanie

sobota, października 06, 2007

Nareszcie w domu

Bardzo zmęczył mnie ten wyjazd. Nie czułam się najlepiej - normalnie nie ruszyłabym się nigdzie w tym stanie, no ale tu wyboru nie miałam.

Sympatycznie było tylko u mamy - fajne jedzonko, piwko, rozmowa i... szkolenie. Mama dołączyła bowiem do społeczności użytkowników telefonów komórkowych. Została właścicielką wypasionej Nokii (dla mnie to wręcz dziko wypasionej, bo ja sama mam podobno kultową, lecz mocno przestarzałą 3310) i ktoś musiał jej pokazać, jak z tego dobrodziejstwa korzystać. Okazała się raczej pojętną uczennicą, choć na bardziej zaawansowane funkcje przyjdzie dopiero czas ;)

Podróże pociągami nie należą do ulubionych przeze mnie; świstka o możliwości głosowania poza miejscem zamieszkania nie dostałam, bo nikt nie wiedział gdzie mieści się pokój 24, gdzie takowe ponoć wydawano. Zrezygnowałam więc - załatwię sprawę inaczej, a stamtąd musiałam wyjść, bo w przeciwnym wypadku chyba kogoś bym w końcu zamordowała.
Targi na które pojechałam okazały się fatalnie wręcz zorganizowane. Nie, fatalnie to złe słowo... one w ogóle nie były zorganizowane tak naprawdę. Współczułam wystawcom, którzy w końcu musieli za bycie tam całkiem sporo zapłacić, a w zamian nie dostali nic poza kawałkiem podłogi.

W Krakowie smutnoszary spleen, ale poza tym jak zwykle - wielojęzyczne tłumy, nagabujący wszystkich sprzedawcy wszystkiego i wszechobecne obwarzanki, oscypki i futrzane kapcie. Wypiłam małe piwo przed podróżą w jakimś cichym miejscu na Jana i z ulgą przeniosłam się na dworzec. Ostatnie kilkaset metrów biegłam, bo zegarek mnie oszukał, ale dzięki temu wiem, że kondycja tak całkiem mi jeszcze nie zdechła.

Wróciłam do domu z radością i ulgą. Do wiosny chyba żadne wyjazdy mnie nie czekają - jak to dobrze :)

Brak komentarzy: