Może tak, a może nie...
Po dzikich perypetiach mam delikatne i nieśmiałe odczucie, że wszystko się jakby zaczyna prostować. Uzupełniają się luki, zaczynam nawet mieć plany... to dużo, gdy czasem czuło się jak na dnie piekła.
Trochę boję się jeszcze mówić o tym głośno, bo złośliwość losu dała mi się ostatnio często i mocno we znaki, ale... tak powoli podnoszę głowę. Może wreszcie jednak się uda? Kiedyś powinno, jeśli chociażby wierzyć statystyce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz