To miał nie być blog o psie...
Jasne, że miał nie być... ale co ja poradzę, skoro ten kawałek futerka przesłania swoimi potrzebami cały świat, a jeśli przypadkiem nawet w jakiejś krótkiej chwili nie przesłania... to wtedy człowiek próbuje się wyspać albo choć przez chwilę w spokoju przeczytać parę kartek książki.
Co nowego u Pimpi? Jest silna i ma długie pazurki - wdrapuje się już na każdy mebel wyściełany w mieszkaniu; dziś trenowała przed lustrem, jak wygląda wydając określone dźwięki - nie mogłam tego sfotografować, bo i tak by się spłoszyła - miałam kabaret za free, coś pięknego; bez problemu zostaje sama na coraz dłużej; uczy się pisać na klawiaturze; niestety polubiła moją kuchnię, woli to od gotowego jedzenia... czemu?! za co?! No i niestety polubiła pobudki o 4 rano... ja nie. I nie polubię.
Teraz jest spokój. Wróciłam z zakupów, kupiłam papierosy i piwo dla siebie i gryzadełka dla niej - jakieś superspiralki z wołowina i nie wiadomo z czym jeszcze, ale chyba pyszne. Dzięki temu mamy niewielki rozejm i wzajemne zrozumienie dwóch sybarytek, chwilowa sielanka, krótki cud :)
P.S. Zdjęcie małej z misiem zrobił M. dwa dni temu. Miś dostaje po uszach od niej za wszystko, za co ona dostaje od nas.