Blokada. Niemoc. Impotencja.
Każdy piszący zna ten stan. Siadasz przed białym ekranem i... No właśnie nic.
Termin goni, materiały są, znasz temat na wylot, obstawiłeś się literaturą, czekoladą, kawą, papierosami; muzyka gra cicho, nikt nie przeszkadza czyli warunki - zdawałoby się - idealne... A tu nic.
Mijają godziny, zrobiłeś już wszystkie zaległe, a później wszystkie zbędne rzeczy, aby samemu sobie wydać się zajętym. I nic.
Wertujesz ponownie materiały, próbujesz zmienić koncepcję... Ale nie, wszystko jest dobrze - to tylko czynności pozorne, którymi chcesz się oszukać. Na przemian mobilizujesz się twierdząc, że masz jeszcze aż dwie doby do oddania... potem odwrotnie - że masz tylko dwie doby, a jeszcze nic nie zrobiłeś. A biały ekran straszy...
W głębi duszy wiesz, że się zbierzesz i choćby nie wiadomo co się działo - oddasz to w terminie. Taki stan przechodziłeś wielokrotnie, za każdym razem w końcu go pokonując. Ale też zawsze, gdy się powtarza, boisz się, że tym razem naprawdę nie napiszesz nic.
Ale napiszesz w końcu... ruszysz z miejsca i przełamiesz się i zrobisz. I co więcej - to będzie dobre.
Zawsze, gdy mnie to dopada, przypominam sobie, co powiedział mi ktoś, kto parał się pisaniem, gdy ja dopiero raczkowałam i przebijałam się przez pierwsze takie niemoce. Powiedział... "wiesz, grafomani nie mają takich problemów" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz