Pimpi's Diary - Part 1.
Podobno dziś też był ważny dzień.
Pewnie, że ważny... poszła sobie. Tak zwyczajnie, ubrała się, wyszła, zamknęła drzwi... i już. Słyszałam potem jak wchodziła do tej wstrętnej skrzypiącej i chyboczącej skrzynki. A potem cisza. Płakałam... zostałam sama. Pierwszy raz. Przedtem zawsze był On albo Ona. Albo oboje, tak jak lubię najbardziej... a tu nagle nikogo...
W końcu zasnęłam... byłam zmęczona i przestraszona... i wiecie co? Obudziła mnie ta wstrętna skrzynka... i kroki... i coś tam się działo w drzwiach i potem Ona weszła i strasznie się ucieszyła i mówiła że jestem grzeczna i dała mi taaaki faaajny kawałek pysznego czegoś, to się podobno nazywa dzięcie..., nie... cięcie... coś takiego, ale dobre... Kurczę, może niech Ona częściej wychodzi, bo jak wraca, to jest naprawdę kochana i nie mówiła wcale tego paskudnego "nie" Ani razu, wyobrażacie sobie...? Może też tęskniła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz