Na rozdrożu...
...i nie chodzi o knajpę, ani o plac w Warszawie, niestety...
O mnie chodzi. Jestem na bardzo poważnym rozdrożu życiowym i mogę teraz podjąć jedną z dwóch decyzji. Prawdopodobnie obie z tych możliwości są równie złe, ale każda na pewno poprowadzi mnie zupełnie inną drogą.
Nie mam na razie najzieleńszego pojęcia, co zrobić, choć analizuję obie opcje drobiazgowo i wnikliwie od dwóch dni... Niby wszystko wiem, niby to wszystko takie proste, niby odpowiedź - to zwykłe "tak" lub "nie". Czyż może być - teoretycznie - łatwiejsza sytuacja? Niby nie może... A ja nadal nie wiem. Szczególnie będąc pewną, iż podjętej decyzji nie da się cofnąć, ani jej, ani czasu. I nie wiem. Nie wiem nic. A dziś jest ostatni dzień, gdy muszę to "tak" albo "nie" w końcu powiedzieć...
Może - jako erpegowiec, powinnam rzucić kostką, zdając się w całości na los? Ale nawet tego nie wiem... Rzucić z pytaniem: czy rzucić? Paranoja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz