Jestem z powrotem
Z jaką przyjemnością i ulgą wraca się do domu *tu głęboki oddech*. Szczególnie jeśli Ktoś - a ściślej dwa Ktosie - na nas czeka.
Wyjazd na szczęście okazał się udany i owocny. Opisu horroru wyrabiania dowodu nie zamieszczę, bo chyba każdy kto w tym roku, w dowolnym miejscu kraju zajmował się tą czynnością - sam wie jak jest. Dobrze nie jest, średnio też nie, a "źle" to też słowo, które nie oddaje w pełni stanu faktycznego - niech to będzie mój jedyny komentarz... ;)
Za to powrót... nie widziałam chyba jeszcze nigdy takiego ogromu psiego szczęścia w jednym małym kłębku futra, jakim była wczoraj Pimpi witając mnie... Dziś zresztą też raczej stara się mnie nie odstępować - na spacerze i w domu - patrzy mi w oczy, przynosi po kolei wszystkie zabawki, wskakuje na kolana, żeby być głaskaną i przytulaną.
Zdjęcie Pimpiątka zrobił M. kilka dni temu... gdy je wrzuciliśmy do komputera to natychmiast nam się pomyślało, że byłoby doskonałą ilustracją do reklamy kampanii społecznej pod nazwa "Przygarnij mnie" - sami spójrzcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz