O pożytkach z posiadania psa płynących...
Są.
Poza tymi, o których się ogólnie wie, rzecz jasna.
Pożytkiem niewątpliwym jest to, że dwoje dorosłych ludzi może siedzieć na pieńkach i strugać fujarki - przecież wyprowadzają psa i muszą się czymś zająć. Bawią się, rzucając w siebie trawkami, jak strzałkami - to samo wytłumaczenie. To trochę jak "wypożyczanie" dziecka od znajomych, aby dogłębnie poznać atrakcje wesołego miasteczka.
Dziś znów poszłyśmy na megaspacer, trzygodzinny, bawiłyśmy się na otoczonej drzewami polance, wśród śpiewu ptaków, były inne psy... obie zresztą nawiązałyśmy nowe znajomości i teraz ledwie żyjemy ze zmęczenia.
Właśnie - nowe znajomości. To kolejny, rzadko wymieniany, a bardzo istotny pożytek. Mieszkając tu od grudnia, poznałam tylko najbliższych sąsiadów i kilka osób w osiedlowym pubie. Z małą wychodzę ledwie od miesiąca i poznałam ze dwudziestu ciekawych ludzi, z którymi codziennie mam o czym rozmawiać i nie są to jedynie rozmowy dotyczące psów.
P.S. Ilustruję tę notkę dwoma portretami Pimpi, według mnie bardzo udanymi, autorstwa M. Zrobił je dwa dni temu. Ładna jest, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz