O pogodzie czyli "keep smiling"
Niby mądrzy prognozują jeszcze, że chłody i śniegi skądś tam mają lada czas nadciągnąć, lecz - choć może to trochę życzeniowe myślenie - trudno mi w powrót zimy uwierzyć.
Wyszłam rano po zakupy i... wiosna. Zresztą widząc na zaokiennym termometrze dziesięć stopni, zrezygnowałam z rękawiczek, a zamiast nich założyłam wiosenną kurtkę z białego dżinsu, żeby lepiej do tej przyrody pasować. Wiatr wiał silny, lecz ciepły. Śnieg stopniał, resztki jeszcze gdzieniegdzie się dotapiają. Deszczyk czasem pokropi, ale też taki ciepły i drobny, zupełnie nie nieprzyjemny. Ptaki się wydzierają, świergoczą jak głupie, też jakoś tak radośnie. Prawie zaczęłam się rozglądać za pączkami młodych liści...
Było pięknie i optymistycznie. Tylko w ludziach nie widziałam ani grama wiosny... Szli skuleni jak zazwyczaj i smutni jak zawsze.
Czemu się nie uśmiechamy? Czy trzeba mieć aż powód? A tak bez powodu, albo - co trudniejsze - wbrew powodom? Inni mają swoje "keep smiling" a my swoje "śmieje się jak głupi do sera". Osobiście jednak wolę to pierwsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz