Gdy demony śpią, budzą się upiory dnia ;)
Zasuwam na razie jak głupia, a końca nie widać. Wczoraj się w ogóle "przetrenowałam" i padłam jak pies Pluto. W związku z tym dzisiaj zarządziłam lekkie przemeblowanie, bo do takiej pracy trzeba jednak mieć trochę bardziej komfortowe warunki...
I coś dziwnego w związku z tym wyszło - bo to już któraś tam z rzędu zmiana - wyszło, że jest więcej miejsca. Tak w ogóle to dobrze, ale dziwi mnie co innego - rzeczy jest coraz więcej, a właśnie po każdym przemeblowaniu robi się przestronniej, to trochę nielogiczne, nie sądzicie? Nic się nie wyrzuca, bo to by sprawę tłumaczyło... ale nie. Magia.
Właśnie wrzuciłam 301. post na kulinarny, nawet nie zauważyłam tego trzechsetnego, dopiero dziś się zorientowałam. Książek mniej czytam, bo nie mam czasu, w moim ulubionym "świecie równoległym" istnieję na ćwierć możliwości, z Pimpiątkiem na spacerkach nie szaleję, piwa nie piję... Na domiar złego jakiś listopad obrzydły się zrobił zamiast cudnej końcówki lata. Ogólnie bu.
Pociesza mnie tylko jedna myśl - jeszcze trochę, a ten chaos się uładzi, rozładuje i będzie piękna pogoda i czas na wszystko - i na to, co muszę i na to, co lubię. Optymistka? Może troszkę. Ale czyż M. nie nazywał mnie demonem organizacji? Nazywał. Czas więc obudzić demona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz