Tłumaczę się z ciszy...
...po raz kolejny.
Tym razem powodem milczenia jest znów praca, ale trochę inaczej to ujmę. Otóż piszę sporo felietonów które, z zasady, przedstawiają subiektywne podejście do różnych tematów. Czyli coś jak blog. No i "wypisuję się" w nich trochę, przedstawiając swoje poglądy, spojrzenie i takie tam. Tu zostaje relacjonowanie codzienności, co jest raczej mało fascynujące dla większości czytelników.
Niemniej zainteresowanych informuję, iż:
- ze względu na polepszenie się moich finansów, dokonałam paru zakupów do domu - garnuszki, kubeczki, drobiażdżki i - gwiazda kuchni - wolnostojący piekarnik (ten w kuchence nigdy nie działał)
- w związku z powyższym moja kuchnia znów nabrała rumieńców, taki piekarnik pozwala na rozszerzenie menu, z czego korzystam do upojenia
- mała została zaszczepiona przeciw wściekliźnie oraz dostała nowe jedzenie, już naprawdę z najwyższej możliwej półki
- mało wychodzimy, jeśli nie ma śniegu, bo jest przepaskudnie i nawet zabawa patyczkami na podmokłej łące nie jest zbyt miła
- czekają mnie święta, których w ogóle nie lubię z zasady, więc wolałabym, aby magicznym sposobem był już styczeń (a jeszcze lepiej marzec, bo bliżej byłoby do wiosny)
- znów mi pomysły jakieś łażą po głowie, niekonkretne toto, ale... kto wie, co się okaże
- wizytówki sobie wreszcie sprawiłam osobiste, bo dawanie pokreślonych starych trochę mnie już zaczęło wkurzać
No i to chyba byłoby na tyle... Sami widzicie, że nic specjalnego, żadnych fajerwerków, codzienność szara jak ta jesień... Ale nie jest źle :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz