Dokarmianie przez klikanie

środa, listopada 11, 2009

Nie jest dobrze... ;)

Otóż mąż mój najukochańszy, po zabronieniu mu przeze mnie dostępu do mojego bloga i zakazie "maziania" po nim, zaczął kombinować...


- Zrobię własnego bloga... - rozmarzył się.
- Świetnie - potaknęłam żywiołowo - A o czym?
- No taki tematyczny... - kontynuował dalej w tonie marzycielskim.
- O, a o czym tematyczny? - wyraziłam przesadnie entuzjastyczne zainteresowanie.
- No... o przemyśleniach Kota...
- Doskonały pomysł! - ten okrzyk był na wyrost, ale w końcu chodziło o bezpieczeństwo mojego bloga, więc byłam gotowa na wszystko.
- ...ale to dopiero jak będzie nowy komputer, a w nim net...
- Tak, tak, masz rację, jak tylko będzie, to koniecznie musisz - odparłam ochoczo z akcentem stepfordzkim.

Chwilowo qiliada jest bezpieczna... Uff ;)

Brak komentarzy: