Dokarmianie przez klikanie

sobota, grudnia 18, 2010

Duszoszczypatielnyj

Na fb coraz więcej nawoływań o chociażby domy tymczasowe dla kotów, którym tak trudno przeżyć mrozy skuwające nasz świat. Prosi się i robi się akcje mające zwierzakom dać choćby trochę jedzenia i kawałek koca.

Tak od siebie to powiem, że klikam na wszystko, co służy pomocy tym bezdomnym stworzeniom, bo gdzieś w środku czuję się winna, że mogę dać dobry i spokojny dom tylko dwojgu. Że może mogłabym jeszcze czemuś trzeciemu, ale wtedy włącza się rozsądek z suchą informacją, że nie mieszkam u siebie i że ta chwilowa stabilność to nic pewnego i wzięcie sobie na łeb kolejnej odpowiedzialności nie jest dobrym pomysłem.

Za kilkanaście dni minie rok od czasu, gdy złamaliśmy się wewnętrznie i wzięliśmy Franza. Jedynaczka Pimpi nie kochała go od początku, nie pokochała przez ten rok i prawdopodobnie nie pokocha już nigdy. Z wzajemnością zresztą... Ale zwierzaki to na szczęście nie ludzie. Wypracowały sobie jakiś tam konsensus, daleki od oczekiwanej sielanki, ale jednak i... I przeżyliśmy jakoś szczęśliwie ten rok; nie sądzę też, aby kolejny miał być gorszy.

Dać dom jest trudno. Dać spokój i szczęście - niewyobrażalnie trudniej. Ale warto zaryzykować, nawet gdy sam pomysł nie wydaje się z początku być zbyt mądrym. Jest bowiem ogromna szansa, że jeśli intencje będą dobre, to się jakoś tam samo poukłada.

Myśleć, myśleć. Po to to napisałam.

Brak komentarzy: