Dokarmianie przez klikanie

niedziela, maja 16, 2010

Yesterday...

...znaczy wczoraj.

Pan M. zatelefonował do pani M. (wówczas będącej jeszcze w pracy):
- Umów się ze mną.
- Dobra. Gdzie?
- W Bajce?
- O.K. O której?
- No, gdy dojedziemy, jakoś tak.
- To cześć, do zobaczenia.

Po dwóch godzinach na Placu Zamkowym, rozmowa z rykszarzem.
- Kochany, zawozisz nas do Michała za dziesięć złotych. Albo nie masz kursu. Wybór należy do ciebie.

Po dwóch kolejnych, po beherovce, kawach, piwach i ch... wie czym...
Państwo M. wchodzą do Czarnej Perły. Bilety kupują.
- Kto dziś gra?
- Roczeń. Ten od szant.
- Aha, to O.K.

Następne cztery godziny pękły.
Idziemy do Harlemu.
- Dokumenty proszę...
Tu Qilia niemal umarła ze śmiechu...

Kolejne dwie godziny pod znakiem hip-hopu. Fajnie było. Pani M. spytała menedżera, czemu sprawdzają dowody, a wpuszczają bez problemu ludzi z nożami. Oburzył się i zdziwił. Pani M. odgięła była połę kurtki i pokazała z czym wpuszczają. Już się nie oburzał, ale zdziwiony był bardziej...

Ale państwu M. ciągle mało było jeszcze... Padło na Vanilla Ice... :) Już nie pamiętają, co pili, ale na końcu, jak po haszu, dziki głód im się odezwał i wzięli po hot-dogu. Po czym wsiedli wreszcie do taksówki, kupili pół litra, wrócili do domu; w końcu przestali męczyć to miasto :)

Wiesz, Kamil. Z Tobą tak można. Jak to dobrze, że można :) Dziękuję za wczoraj. Bawiłam się zajeprzewspaniale :)

Brak komentarzy: