O, jak się dobrze złożyło...
Na razie stworki obżarte po obiedzie śpią sobie, Pimpi przy moim fotelu, a Franz na środku łóżka :) Gdy K. wróci i będzie się działo, to ja jeszcze tę notkę poedytuję...
Nowe zdjęcie - razem na łóżku, jeszcze bez kontaktu wzrokowego, ale to i tak o czymś świadczy.
Franz wykonał cyrkowy numer, niestety numer trwał ułamek sekundy: podłoga, szafka - na szafce taca, ślizg na tacy po powierzchni szafki, zrzucenie chwilową deskorolką dwóch piw z końca szafki - to się długo pisze, ale trwało milisekundy :) Na końcu nasz śmiech, bo to przekomicznie wyglądało, a la "ulice san francisco" :D
Aha i już kilka razy zamruczał :) To bardzo dobrze.
No nie! To muszę Wam też opisać, ale zaraz, gdy tylko przestanę się śmiać... Siedzimy w pokoju, Franz jest w kuchni - słychać łomot, K. idzie do kuchni ze złowieszczym: Fraaanz! Po chwili słyszę podziw w głosie: Jak ty to zrobiłeś, Franz?
Rzeczony wrzucił fajnie grzechoczące pudełeczko do wiaderka i uznał, że to doskonała zabawka. Prawde mówiąc trudno się z nim nie zgodzić... ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz