Kiciątko... cholera ;)
Wczoraj był u nas M. i jak na dziennikarza lotniczego przystało, przyszedł był w lotniczej kurtce na misiu. Powiesił ją w pokoju na stołku barowym. To nie był najlepszy pomysł...
...bo kiciątko, tak - to nasze słodkie, kochane i prześliczne, natychmiast kurtkę chmajtnęło na podłogę i zamieszkało w niej :) Ponieważ na szczęście M., jest wielbicielem kotów i fotografikiem, to wykorzystał sytuację tylko do strzelenia paru fotek i nie miał żadnych pretensji.
Pretensje za to miało kiciątko, gdy M. chciał wyjść i to w dodatku w posłaniu kiciątka (bo to już było posłanie kiciątka, przez zasiedzenie, a nie żadna tam kurtka). Odpięłam więc od swojej kurtki futrzany kapturek i dałam mu jako nędzną namiastkę. Obrzydliwe kiciątko znów wygrało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz