Nie boję się "zapeszania"...
...więc mogę napisać, że dziś - jeszcze ledwo odczuwalnie, ale jednak - czuję się lepiej. Tak jakby poprzedniej nocy był kryzys i od tej chwili jakoś tak powoli, ale do przodu.
Ostatnio za wiele było stresów, za wiele problemów, zbyt dużo na raz zwaliło mi się na głowę. Osłabiony organizm musiał się poddać głupiej chorobie. Ale skoro ona się kończy, to już będzie dobrze - też tak stopniowo - ale ze wszystkim.
Nawiasem mówiąc - różne liczniki poziomu stresu, które usiłowały mnie podliczyć za ostatni rok (choć powinny za dwa ostatnie lata), zwariowały, poddały się i piszczą cichutko gdzieś po kątach, że z cyborgami nie gadają ;) I dobrze, tak ma być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz