Śledź w oliwie modyfikowany ;)
Tak jakoś w środku rozpakowywania Kotom się śledzia zachciało. Kiepski moment na takie robótki kuchenne, ale co tam...
Dwie paczki (czyli 500 g) dobrych śledzi porządnie osączamy i kroimy w kawałki - tak każdy filet na 4-5 części w poprzek. Rozkładamy to sobie płasko na półmisku i cienko smarujemy warstwą musztardy, w tym wypadku była to nasza ulubiona rosyjska Kamisa, niech sobie tak leżą chwilę.
W tym czasie bierzemy pęczek dymki i szczypior siekamy nożyczkami niezbyt drobno, cały szczypior z jednego pęczka. Dwie cebule z tegoż pęczka kroimy na przezroczyste pióreczka. Natomiast jedną ostrą paprykę (jak wolicie - z pestkami lub bez) kroimy w cienkie paseczki. Przygotujemy sobie też trzy liście laurowe. Niech to wszystko sobie czeka.
Bierzemy teraz dwie łyżeczki czarnego pieprzu i tłuczemy ziarenka w moździerzu, ale mają być potłuczone grubo, naprawdę grubo i byle jak. Jedną czwartą tego pieprzu posypujemy śledzie. Tak, jak leżały, po tej musztardzie.
A teraz już tylko warstwami do słoika, a warstwy te będą wyglądały tak:
szczypior, cebula, papryka, pieprz, liść, śledzie (musztardą do góry), powtórka, a potem liść, pieprz, papryka, cebula, szczypior - koniec. Teraz tylko wlewamy po ściankach dobrą oliwę, zamykamy słoik i zapominamy o śledziach na dwie doby.
Bardzo są dobre i w dodatku z tymi intensywnie kolorowymi, zielono-czerwono-czarnymi drobiażdżkami bardzo ładnie wyglądają. Co niestety będziecie w stanie ocenić dopiero gdy je sobie zrobicie, bo ja o zdjęciu przypomniałam sobie, kończąc ostatni kawałek... No psepraaasam...