Prawie końcówka. Prawie*
Nawet grypa w środku zimy, wśród podkręcanych informacji o jej morderczych właściwościach nie była taka, jak ta teraz...
Dwanaście dni koszmarnego cholerstwa z huśtawką (już dobrze? nie, nic z tego - właśnie teraz dopiero będzie gorzej; o, a teraz jeszcze gorzej). Ale dziś wracam do pracy, co nie oznacza wcale, że już jest wspaniale, bo nie jest. Ciągle nieciekawie, ale już nie mam sił chorować, chcę normalności...
Tyle mam do zrobienia, tyle planów, tyle zaległości... Nie pracowych bieżących, a tych życiowych czyli naprawdę ważnych. Abym tylko dziś nie padła, bo jeśli przetrzymam - to będzie już z górki...
* Ciąg dalszy w komentarzu.
1 komentarz:
Tak naprawdę, to grypa trwała tydzień, potem było już pogrypowe zapalenie płuc... Antybiotyki, leżenie... Później wychodzenie z tego, co złego zrobiły antybiotyki... Znów podziękowania dla doktora - gdy mnie zobaczył, to wręcz na siłę zawlókł do gabinetu, zbadał, zaordynował. Gdyby nie on, mogłoby skończyć się źle.
Prześlij komentarz