Normalnie. Nareszcie :)
Moje miasto wreszcie wraca do zwykłego rytmu życia...
Trudno tu się ostatnio mieszkało. Chyba, że było się egzaltowaną istotą spełniającą się w pseudogestach. Nie byłam, nie jestem, nie planuję być, więc mnie mieszkało się trudno, bowiem kultywowałam z uporem normalność.
Na fb nie podpisałam się pod grupami "nie dla K-ch na Wawelu" ani "tak dla K-ch w piramidzie Cheopsa", choć mentalnie rzecz jasna byłam po stronie obu tych grup i jeszcze kilku podobnych. Ale nie podpisałam się z zupełnie innego powodu...
Otóż byłam za K-mi na Wawelu. Od pierwszej chwili. Z dwóch powodów. Po pierwsze - pan K. był (zanim został prezydentem kraju) prezydentem Wawy. I dlatego w wyborach prezydenckich, tych krajowych, Wawa go nie chciała (można zajrzeć do raportów z wynikami, Google pomoże), bo próbkę prezydentury w skali swojej, lokalnej - miała i nie była skłonna do powtórki o większym zasięgu... Z jakiej racji więc niby powązkowska aleja zasłużonych?
Po drugie - Kraków, czyli najbardziej zadufane w sobie i najbardziej niezadowolone miasto w kraju, przy tym propisowskie do obłędu, zawsze rościł sobie pretensje (bo w roszczeniu pretensji są niezrównani) do bycia stolicą. No to dziś mają próbkę... Jak miło :) oczywiście, to nie są jakieś strajki trzech grup zawodowych jednocześnie, to tylko zwykła uroczystość państwowa, i to bardzo spokojna, bo o charakterze żałobnym... Żadne tam takie, które my tu mamy na co dzień, ale i tak miło mi, że poczują smak, jak to jest być naprawdę stolicą, choć przez ten kawałek dnia :) Nie jestem aż tak naiwna - nie wierzę, że od tego spokornieją. To tylko taka złośliwa satysfakcyjka.
A u nas na Powiślu wracamy do życia według zwykłych zasad - dziś giełda rowerowa. Będę. Nie żeby kupić, bo Mamba wszystko ma. Żeby się uśmiechnąć, że wreszcie dzień jak co dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz