Kolejny odcinek
Weekend w antrakcie dobrze mi zrobił - miałam czas oswoić się z tym, że wreszcie się udało i że już nic się złego na razie nie stanie i nie rozwali mi planów. Przez ostatni miesiąc schudłam dziesięć kilo - to sporo jak na kogoś, kto normalnie waży tylko 50... Ale teraz już będzie dobrze i wierzę w to, porzuciwszy chwilowo moje normalne czarnowidztwo (żadne tam czarnowidztwo - to się nazywa zdrowy realizm). Kilka dni temu Mervil, mój znajomy Holender, właściciel Lente (zajefajna knajpka w centrum Wawy), powiedział:
- Przychodzi taki czas, w którym się wie, że chce się coś zrobić. I to się robi i to się musi udać, nie może być inaczej. Ty jesteś teraz właśnie w takim momencie.
I miałeś rację, Merv, choć wtedy, gdy to mówiłeś, traciłam właśnie powoli wiarę w cud. Ale miałeś rację. Na szczęście miałeś. I w tym miejscu - niejako przy okazji - dziękuję wszystkim, którzy byli przy mnie i myśleli o mnie najcieplej jak się da. Nie miałabym raczej bez was sił na przetrwanie jednego z najtrudniejszych miesięcy w moim życiu. Tomek, Mervil, Czarek, Mari, Maga, Kaja, Marek, Ewa i wszyscy inni, niewymienieni, ale ważni bardzo... dziękuję wam, że byliście i że jesteście i że będziecie :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz