Chora nadal...
Po przechorowanym weekendzie z wyjściami typu błyskawiczny spacer z małą i do sklepu, muszę się już dziś ruszyć dalej i na dłużej i załatwić parę spraw, które niby czekać mogą, ale ja już nie chcę czekać.
Tak więc niebawem skończę trzecią kawę, spróbuję uzyskać wygląd odmienny od obowiązującego przez weekend (czyli zombie w łachmanach) i zaatakuję kilka miejsc. Mam nadzieje, że mój upór nie zaowocuje padnięciem na kolejne kilka dni; to bowiem byłoby bardzo nieładne ze strony losu.
Choroba która doprowadza do szału, ma wszakże dobre strony: udało mi się zrobić parę rzeczy, do których - w zabieganiu - nie mogłam się zebrać od dawna. A teraz dzięki unieruchomieniu w domu mam za sobą przemeblowanie oraz wykonanie bardzo potrzebnej bazy danych. Chociaż tyle korzyści...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz