Wróciłam...
...zmęczona ogromnie, wykończona prawie, ale takim dobrym zmęczeniem, po zrobieniu mnóstwa konstruktywnych rzeczy.
Urządzamy się, meblujemy, kupujemy drobiażdżki i większe rzeczy, liczymy, liczymy, liczymy - pieniądze, bo na wszystko brak. Ale z uśmiechem, ze spokojem to wszystko. Nie dziś - to za tydzień; nie za tydzień - to za miesiąc. Albo później, gdy przyjdzie na to czas.
Co innego jest ważne. Teraz już się nie boimy świata, nie tęsknimy za sobą. Teraz wreszcie jest pewność, spokój, jesteśmy razem i odpadły czynniki zewnętrzne. Również jako usprawiedliwienie... ale to koszty wkalkulowane.
Jestem szczęśliwa. I widzę szczęście w jego oczach. To mamy na dziś. Jutro jest niewiadomą - jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz