A wszystko miało być źle...
Po wczorajszym widać, że nie zawsze w życiu jest źle, zamiast pięknie - czasem bywa odwrotnie (inna sprawa, że rzadko tak bywa, ale nie o tym chcę tym razem mówić ;)
Wczorajszy wieczór miał być osobny, smutny, żaden. Jeden telefon w jednej chwili to zmienił: wieczór okazał się być wygrany do wspólnego wykorzystania. Normalnie pewnie zostalibyśmy w domu, ale te darowane godziny dodały nam fantazji i...
...wspaniale było siedzieć z całym zwierzyńcem na ostatnim suchym schodku nad Wisłą i przypominać sobie tę pierwsza noc i gadać z ludźmi i piwo sobie sączyć. Piękna noc nad rzeką.
A tak przy okazji, to jeśli chodzi o Pimpi - wiadomo - dla niej wszystko jest oczywiste, nie boi się niczego, nikogo i nigdy. Ale Franz - o, kurcze, jesteśmy pod wrażeniem. Jeśli macie koty, to zwizualizujcie sobie, jak zachowywałyby się o 30 centymetrów od kłębiącej się wody. A Franz był zaciekawiony i spektakl nurtu wyraźnie go fascynował. I to wszystko, żadnej paniki, żadnego marudzenia, czysta radość z odkrywania tajemnic świata :) F. niewątpliwie fizycznie jest kastratem, ale psychicznie to ma jaja większe, niż miewają zwykle koty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz