Godzina zero...
Jasne, że się denerwuję, że się obawiam, że się niepokoję (chyba każde z tych słów mogłoby się kończyć na -my, ale przecież piszę tu tylko za siebie).
Spotkania - gdy za mało czasu i za mało siebie nawzajem - zawsze są wspaniałe, a wszystko jest piękne. Bycie razem to jednak zupełnie co innego - to zawsze starcie dwóch odrębnych osobowości, nauka kompromisu i dążenie, aby suma z dodawania jednego "ja" do drugiego "ja" wyniosła "my" - co wcale nie jest takie proste do uzyskania...
Oprócz lęku jest jeszcze cicha radość i nadzieja na nowy, wspaniały świat. Obietnice składane samemu sobie, że będzie się lepszym i nic się nie spieprzy, bo przecież już tyle się wie. Naiwność początków... Ale gdyby nie było tej naiwności, to co zamiast? Nic nie robić? Zaryć się w samotność i pić? Czy też zastrzelić się od razu, bez tych wstępów?
Godzina zero już niebawem. Niech Bóg uchroni nas od egoizmu - na poczatek wystarczy ;)
A teraz coś do śmiechu.
Umawiamy się wcale nie w domu, lecz w kawiarni. Dlaczego? Otóż musimy natychmiast odbyć naradę na poważny temat i skonsultować pomysły z naszym doradcą. To trzeba zrobić szybko. No, ale czemu nie w domu? A temu, że:
- To gdzie się spotykamy?
- A gdzie będzie dla nas najlepiej?
- Zależy. Bo wiesz, dla nas to lepiej w domu, ale dla rozmów to zdecydowanie w kawiarni...
- No tak. Dawno się nie widzieliśmy. To rzeczywiście lepiej w kawiarni. Tam będziemy się musieli przyzwoicie zachowywać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz