"...czy już rozdajecie autografy?..."
Nasza najulubieńsza studentka medycyny była uprzejma wygłosić powyższe pytanie i jednocześnie stwierdziła, że czuje się niedoceniona, bo jej nikt o nas nie nagabuje. Uspokoiliśmy ją zapewnieniem, iż nasza przyjaźń jest tak zakamuflowana, że żadna z fanek mojego narzeczonego o niej nie wie i to wszystko dlatego... ;) No, ale czy ja nie mówiłam, że to dom wariatów?
Niech już będzie ten czwarty, a najlepiej to niech już będzie noc z czwartego na piąty, bo wtedy wszystko się unormuje nareszcie.
Nasza najulubieńsza studentka medycyny wygłosiła bowiem (aby nie prorocze!) słowa: po jaką cholerę podałaś datę i miejsce, jeszcze ci jakiś rejtan w spódnicy, z odkrytą piersią, zagrodzi wejście do urzędu, żebyś tylko S. nie zaobrączkowała. Odpowiedziałam, że przecież godziny nie podałam. Na co ona: takie to i dobę mogą czekać... O, mamo, nie!!! ;)
Post scriptum: S. i K. to ten sam człowiek. S. to nick, a K. - imię. Mam w zasadzie same wady, ale bigamistką nie mam zamiaru zostać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz