Cztery miodowe miesiące...
...minęły, a raczej mignęły ;)
Wiele osób pytało, co z blogiem. Długo nie byłam pewna, ale już wiem - reaktywacja :) A teraz krótkie sprawozdanie z tych czterech miesięcy.
Z kryzysowych powodów musieliśmy zmienić trochę profil firmy i dopiero od jutra ją formalnie uruchomimy, tzn. wystawimy pierwszą fakturę (bo jeśli chodzi o produkcję, to już działa). Z tych samych kryzysowych powodów K. ciężko pracuje najemnie; na szczęście to już tylko przez trochę i niebawem będziemy pracować razem - u siebie.
Z Macedonii po dwóch latach wróciły Kasia i Alicja, zamieszkały wraz z Markiem bardzo blisko, bo w Ursusie. Miło jest mieć koleżankę niedaleko, tym bardziej, że - jak wiadomo - na nadmiar koleżanek nie narzekam ;)
Zaliczyliśmy kolejne spotkanie cantryjskie; nasze wspólne imieniny (bo okazało się, że jednego dnia w roku są imieniny K. oraz I. - więc pozmienialiśmy daty naszych dotychczasowych imienin); półurodziny Pimpi (skończyła 2 i pół roku - życie piesków jest tak krótkie, powinny mieć urodziny co pół roku, nie co rok).
Za trzy tygodnie czeka nas miła impreza - ślub W. (czyli mojego eks) z W. Odwiedzili nas oboje przed tygodniem, miło się gadało i czekamy na powtórkę, ale to chyba dopiero po uroczystości, bo przeprowadzka (nareszcie są po naszej stronie Wisły) i ślub to naprawdę dużo na raz - coś o tym wiemy ;)
O problemach, zresztą jedynie finansowych, zwyczajowo nie piszę, bo nie warto. Kasa raz jest, raz nie - ważne, jak jest między nami. A między nami jest tak, że te cztery miesiące uważamy za miodowe i sadzimy, że następne też będą takie. Za słodko? Coż, przepraszam... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz