Dokarmianie przez klikanie

czwartek, czerwca 28, 2007

Pimpi's Diary - Part 3.

No to mam przerąbane... Bo:

1. Nie słucham, gdy mnie wołają... (rozumiecie - taktycznie głuchnę, chyba się to wydało, ups...) - ale to chyba normalne, jestem już DOROSŁA i nie muszę ciągle przybiegać jak szczeniaczek.
2. Nie cierpię chodzenia na smyczy (a wy byście lubili?) - ale to chyba normalne, jestem już DOROSŁA i nie muszę być prowadzana na sznurku jak szczeniaczek.
3. Znalazłam sobie fajne perfumy na spacerze (nie znam nazwy, ale ekstra) - ale to chyba normalne, jestem już DOROSŁA i nie muszę pachnieć tfu... mydłem jak szczeniaczek.
4. Lubię czasem odwiedzać te przydrożne stołówki (wiecie - śmietniczek, jakieś jedzonko dla gołębi, te sprawy, fast food - no, co? też lubicie...) - ale to chyba normalne, jestem już DOROSŁA i nie muszę jeść tylko tego co mi dadzą, jak szczeniaczek.

Dlatego mam przerąbane... Ona mnie chyba sprzeda. Tak mówi... Mówi że by mnie sprzedała, ale nie widzi na razie w okolicy idioty, co by mnie kupił... I jak ma lepszy humor, to tłumaczy Jemu że to normalne, że to taki młodzieńczy bunt i że wytrzymają, i jeszcze coś o tym czasem rozmawiają, że jak to będzie fajnie, jak ja już dorosnę i będę normalnym psem.

A przecież ja JESTEM DOROSŁA, nie tak jak szczeniaczek... mam prawie pięć miesięcy, nie tak jak szczeniaczki co mają cztery i pół... Cześć, bo znowu będę miała przerąbane...

wtorek, czerwca 26, 2007

Tęczowo

Dawno już nie było widoczków z okna, psie fotki je wyparły...

Ale jest pretekst... bo bardzo dziś od świtu dzika, zmienna i pokręcona pogoda; chwilami jednak również taka:


poniedziałek, czerwca 25, 2007

Rozdział tylko dla palących

Bardzo dużo palę - długich, normalnych papierosów (nie lajtów, nie mentoli) dziennie ok. 40 sztuk, co przy obecnych cenach kosztuje miesięcznie ponad 300 złotych.

Właśnie ten ostatni aspekt zaczął mnie od pewnego czasu trochę irytować. Nie mam kasy, palić lubię i wyrzec się raczej nie tylko, że nie mogę - bo byłby to wielki wysiłek i pewnie skazany na niepowodzenie, to w dodatku nie chcę. Palić coś, co tanie i cuchnące? No jakoś też mi nie pasuje... Ograniczyć? Eee, tam - próbowałam, po pewnym czasie wraca się do "normy".

No i wpadłam na to, że się trochę pooszukuję ;) Kupiłam tytoń (ten, który mi się spodobał, bo się nie znam na markach), gilzy, maszynkę... i żadnych papierosów. Radź sobie teraz sama, koleżanko Qilio ;)
Okazało się to znacznie prostsze, niż sądziłam. Poza tym - palę naprawdę mniej, bo świadomie, a nie odruchowo. Papierosy mam dużo tańsze i w dodatku bez wtrętów przedziwnych w postaci kołków i tym podobnych... Są smaczniejsze - ten tytoń jest o niebo lepszy, choć wcale nie z górnej półki. A dodatkowo... trochę szpanu, wiecie - zippo i skręt - te klimaty ;) Jeśli będę grzeczna i nie wrócę do tamtych, to przy najbliższej gotówce kupię sobie papierośnicę w nagrodę. A jak!

P.S. Mój M. nie pali, ale czasem przygotowuje dla mnie papierosa, mrucząc przy tym, że nie spodziewał się, iż będzie kiedykolwiek wykonywał taką czynność i że będzie go ona w dodatku bawiła :)

sobota, czerwca 23, 2007

To jeszcze nie był koniec...

Po dwóch godzinach oczekiwania zaniepokojenie tym, że osoby z gazowni sie nie pojawią wzrosło znacznie.

Nie jest to dziwna reakcja, zważywszy iż ich niedotarcie oznaczałoby brak porannej kawy jutro i pojutrze. O takich detalach jak ciepłe posiłki nie wspomnę. Zajrzałam do sąsiadki...
- Mam taki problem (tu opisałam problem), czy mogłabym od pani pożyczyć chociaż elektryczną grzałkę do wody?
-Nie mam grzałki, ale dam pani kuchenkę dwupłytowa i niech sie pani nie przejmuje, u nas ten odbiór instalacji zrobili o dwudziestej pierwszej. Ale to nie była sobota... niech pani zadzwoni do pogotowia. To powinno pomóc.

Dzwonię. Pan powiadamia mnie, że z powodu awarii nie dotarli, lecz dotrą niechybnie.

Dzwonią znajomi. Zapraszają: - Ruszcie się, wpadnijcie do ogródka. Odpowiadamy, wyjaśniając sytuację. Odpowiedź z drugiej strony: - To my niebawem się zjawimy...

Za jakiś czas zjawili się inspektorzy, zatwierdzili, podłączyli... Potem przyszli - mimo burzy - M. i J., uśmiechnięci jak to oni, obładowani jak mikołaje... i z koszmaru zrobiła się zabawa.

Nie mam szczęścia do pieniędzy. Ale mam wielkie szczęście do ludzi, którzy mnie otaczają.

Wyjęte z życia...

...kilka godzin, maksymalne wkurzenie, biedny pies, przerwana robota i zmarnowana większość dnia.

Przez co spowodowane? Przez wymianę instalacji gazowej. Ponieważ panowie operację przeprowadzili w standardach peerelowskich (ci od europejskich zarabiają w Europie, nie tu), więc było głośno, brudno, bałaganiarsko i cała robota porządkowa spadła na nas, a konkretnie na M., bo ja dziś mało sprawna fizycznie jestem. Biedny psiak chciał pogryźć smycz, na której był uwiązany, bo musiał być... Burdel i tyle. Nie obrażając porządnych burdeli.

W normalnym świecie właściciel mieszkania dałby obniżkę czynszu lub też sam się zajął pilnowaniem monterów oraz sprzątaniem. W tym świecie piątego lipca spyta, czemu już aż jeden dzień spóźnione są płatności.

Napisałabym jeszcze coś o naszym stanie hmm... zdenerwowania, ale nie mogę, bo co zaczynam, to mi wychodzą słowa, których dama raczej na publicznym blogu używać nie powinna. OK, więc kończę pozostając damą, grr...

poniedziałek, czerwca 18, 2007

Ciii...

Tu była notka, kto czytał - wie o czym; kto mnie zna, wie czemu zniknęła. Zniknęła jak znika - prędzej czy później - wszystko, co złe. A życie, na szczęście - toczy się dalej.

sobota, czerwca 16, 2007

Uff...

Robiliśmy kolejne przemeblowanie związane z kolejnymi zmianami jakie nastąpią, ale o których - jak zwykle - nic nie napiszę jeszcze.

Najpierw - wczesnym rankiem - robiliśmy zakupy, więc trochę się nałaziliśmy po okolicy. Na dodatek przemeblowanie przerodziło sie w późniejszej fazie w sprzątanie, tak że padamy na mordki zupełnie. Maleństwo bardzo dzielnie nam pomagało, dzięki czemu wszystko trwało trzy razy dłużej. Teraz my podtrzymujemy się przy życiu kawą, ale małe nie musi być na chodzie, więc odsypia w pozycji przesłodkiej, jak to ono.

poniedziałek, czerwca 11, 2007

O pożytkach z posiadania psa płynących...

Są.
Poza tymi, o których się ogólnie wie, rzecz jasna.


Pożytkiem niewątpliwym jest to, że dwoje dorosłych ludzi może siedzieć na pieńkach i strugać fujarki - przecież wyprowadzają psa i muszą się czymś zająć. Bawią się, rzucając w siebie trawkami, jak strzałkami - to samo wytłumaczenie. To trochę jak "wypożyczanie" dziecka od znajomych, aby dogłębnie poznać atrakcje wesołego miasteczka.

Dziś znów poszłyśmy na megaspacer, trzygodzinny, bawiłyśmy się na otoczonej drzewami polance, wśród śpiewu ptaków, były inne psy... obie zresztą nawiązałyśmy nowe znajomości i teraz ledwie żyjemy ze zmęczenia.


Właśnie - nowe znajomości. To kolejny, rzadko wymieniany, a bardzo istotny pożytek. Mieszkając tu od grudnia, poznałam tylko najbliższych sąsiadów i kilka osób w osiedlowym pubie. Z małą wychodzę ledwie od miesiąca i poznałam ze dwudziestu ciekawych ludzi, z którymi codziennie mam o czym rozmawiać i nie są to jedynie rozmowy dotyczące psów.

P.S. Ilustruję tę notkę dwoma portretami Pimpi, według mnie bardzo udanymi, autorstwa M. Zrobił je dwa dni temu. Ładna jest, prawda?

sobota, czerwca 09, 2007

czwartek, czerwca 07, 2007

Tuptanie przez życie


Maleństwo coraz bardziej przypomina prawdziwego psa, tak wyglądem, jak i zachowaniem. Wygląd możecie ocenić sami na podstawie poniższych zdjęć. Jeśli zaś chodzi o zachowanie, to musicie mi uwierzyć na słowo...


Zmiana w zachowaniu uwidoczniła się na przykład dwa dni temu, gdy Pimpi skutecznie pogoniła swoim szczekiem i postawą bullteriera, który chyba zbyt mocno nadepnął ja w zabawie. Wszyscy - bullterier, jego właściciele i przede wszystkim my - byliśmy tak zaszokowani, że tylko staliśmy osłupiali, podczas gdy zadowolona mała od niechcenia pogryzała trawkę i patrzyła na pozostałą piątkę wzrokiem typu "a tak w ogóle to ossso chodzi?" :)


A co u mnie? Lekko ruszyło się ku lepszemu, więc wszystko wskazuje na to, że znów zacznę częściej bywać i więcej pisać. Jak zwykle mam coś w zanadrzu - pewien zamiar, który niebawem ujrzy światło dzienne i gdy nabierze konkretnych kształtów, to oczywiście dowiecie się drudzy, zaraz po M., który już wie.